Proszę mi nie pisać, że nic co piękne nie trwa wiecznie, bo sieknę
między oczy. Jak na razie taka mądrość życiowa wogle do mnie nie
dociera. Każdy dzień jest jak pudełko czekoladek, nie wiesz na jaką
trafisz. Cała ta powyższa mądrość dotyczy czasu PO zabiegach, rzecz
jasna.
O czym by tu dzisiaj ?
Dziś mamy pogodę jak na
riwierze włoskiej. Wszyscy roztopieni. Dlatego zamieniłam zabieg
żelowych, GORĄCYCH okładów kręgosłupa, na magnetronik kolana prawego,
które już otrzymuje miejscowe chłodzenie.Kolano w sanatorium musi być
sprawne, bo wiadomo. No!
Zajęcia na basenie, z którego wogle bym
nie wyłaziła, trwają o wiele za krótko. Instruktor jest mega przystojny,
ale ważniejsze... mega sympatyczny i zawsze uśmiechnięty. Na resztę
personelu również nie mogę narzekać. Nawet sprzątaczki są spoko. Jedyne
starcie jak do tej pory, miałam z wykupionym masażem.
Przed
gabinetem zjawiłam się parę minut przed... czekałam i czekałam i
czekałam. Po pół godz. wyszedł masażysta i rzucił do mnie - A co? Pani
tu śpi? Zbaraniałam dokumentnie. Z trudem tłumiąc toczącą pianę,
weszłam do gabinetu i grzecznie spytałam, czy zostanę obsłużona?
-
Proszę przyjść po obiedzie- usłyszałam
"ORZESZTYWMORDE!! "- wypadłam na
korytarz mielląc w ustach niecenzuralne słowa. -
" Ooooooo... takiego wała !" -rzuciłam gest w kierunku swego odbicia. W sumie bez sensu, przecież
masażysta mnie nie widział.
Kolejnego dnia ...
- Miała pani
przyjść po obiedzie.
- Nie przyszłam, bo byłam umówiona-
"Płacę, więc
możecie mnie cmoknąć w klapka. Ha!"
W następnym dniu, również
musiałam czekać. Wpieniłam się, pooddychałam do torebki i siedziałam
dalej. Kurde no. Mogłabym zrezygnować choćby i dziś, gdyby masażysta nie
masował tak .... mmmraaaaauuuu. Ech. Życie jest mega skomplikowane.
Za
to niektórzy kuracjusze, to buce, żeby nie rzec, debile. Ale nie o tym,
bo nie chcę psuć nastroju. Na wieczorku zapoznawczym raczej nic
szczególnego się nie wydarzyło, bo go już nie pamiętam. Za to fajfy w renomowanej miejscówce, zapadły w pamięć całej naszej
czwórce.
Na samym początku, Renia wlądowała w
ramionach Grzegorza. Słuchajcie, przetańczyli ze sobą prawie dwie godziny.
NON STOP. Widziałyśmy jak oboje ociekają potem, jednak nadal trwają w
tanecznym uścisku. Trzeba przyznać,że dobrze im szło.Niestety, trza lecieć było biegusiem na kolację.
Po kolacji zebrałyśmy się wszystkie, by przegadać ostatnie godziny . Wszystkie wlepiłyśmy oczy w Renię, czekając z zapartym tchem na informację o partnerze. A ona skromnie wyznała, iż tańczył tak dobrze, jak nigdy żaden, ale o tym to i bez wyznań wiedziałyśmy. No i w końcu poleciała petarda. Koleżanka podzieliła się z nami przeczuciem, iż Grzegorz był księdzem. Spojrzałyśmy na siebie i kulki się zderzyły. W sumie mogło tak być, bo Renia wyglądała z upiętym warkoczem i grzeczną bluzeczką pod samą szyję, jak katechetka. Nie trzeba być matematykiem, by dodać oba fakty do siebie. No!
Ten wieczór spędzałyśmy w naszym ośrodku, gdyż tańce odbywały się na łonie, tuż obok. Zajęłyśmy miejsce przy stoliku i nagle jedna z nas dostrzegła Grzegorza, który z taką jakby nieśmiałością zbliżał się w naszą stronę. Spojrzałyśmy.... taaaaaa... to musiał być ksiądz. Czarne spodnie w kant, półbuty czarne na wysokim koturnie ( Grzesiu nie grzeszył wzrostem) ale kluczowa okazała się koszulka polo. Wandziulek nasz ( znaczy Wanda) jest obyty z koszulkami księżowskimi, gdyż albowiem wykonuje usługi pralnicze.
Niestety, ziarno podejrzeń trafiło na podatny grunt i każda z nas, wpatrując się w przybysza jak w sroka w gnat, zastanawiała się, czy aby w rodzimej parafii, Grzesiu okazyjnie nie przebywał... na rekolekcjach czy cuś.
Dziś wiemy, że Grzesiu na 100 procent nie jest księdzem.
Choć kiedyś był. Ha!
"Wtedy dopiero warto brać się za pisanie, jeśli mamy odwagę napisać to, czego nie mielibyśmy odwagi powiedzieć" Emil Cioran.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ostatnio na tapecie
tu grzeliście ławę najczęściej
-
Dzisiaj będzie o fobii. Tej fobii, którą dopiero co u siebie odkryłam. Zdziwiłam się wielce, bo tyle lat przeżyłam i pojęcia o niej nie mia...
Etykiety
sanatorium
problemy
wycieczka
podróż
zabawa
budowa
kolega
morze
praca
wyjazd
auto
blog
dylematy
ksiądz
przygoda
rehabilitacja
tańce
wesele
wizyta
Konstancja
argumenty
blondynki
cud
dom
fachowcy
integracja
koleżanka
majster
mąż
narodziny
ogród
pamięć
początek
powrót
pragnienie
propozycja
rocznica
rodzina
siostry
sprzątanie
syn
urzędnik
zakupy
zaskoczenie
zguba
święto
życzenia
Małż
Nowy Rok plan przygoda ogień
apel awaria wycieczka morze koncert
auto awaria holowanie sąsiad
auto zakup akademia babcia
autobus
awaria
bal
bank
bociek
bunt
cel
choroba
dach
deszcz
działanie
egoista
film
folklor
goście
gra
gwara
góra
głos
higiena
historia
imieniny
informacja.
irytacja życie rodzinne spokój
jazda
kazanie
kelnerka
kierat
kieszonka
klucze
kobieta
koledzy
koleżanki
kolęda
komórka kolega podejrzenia
kwiaty
kłótnia
lód
marzenia
masaż
matka
metoda
miłość
mężczyzna
nerwy
niespodzianka
nowe miejsce
nowy sprzęt
odchudzanie święto zaskoczenie mąż
odcinki
odwyk uzależnienie słodycze
ognisko
pieszczoty
plaża
podarki
pogoda operator sms córka poród Anioł
pomoc
pomyłka
porządek sukienka pułapka ratunek
postanowienie
pozytywne postrzeganie świata
pośpiech
prezent
prośby
przebranie
przedwiośnie
przemyślenia
przeprosiny
przyjazd
pytania
radość
relacja
remont
rocznica śnieg zaskoczenie tajemnica proboszcz
rozmowy
rozterki
rubikon
rysa
sanatorium koleżanki
sanatorium masażysta pogoda fajfy flirt
schemat
siostry rodzina relaks blokada
spełnienie
spostrzegawczość
spowiedź
strata
synowie
szał
szczęście
szwagierka
słońce pole truskawki pielenie opalanie.
tatuś
teleporada zdrowie lekarz zdumienie cud
teściowa śmierć rocznica
torebka
troska
tęsknota
wesele goście suknia zabawa
wnuczęta
wróżba
wspomnienia
wspomnienia sylwester święta
wycieczka morze szaleństwo
wyobraźnia
zakochani
zakupy ekologia wesele
zdjęcia
zdrowie
zima
znajomy
zęby
złość bezradność zdumienie
ściana
śmieci
śniadanie
święta
święta prezenty zaskoczenie radość
święta wypieki foremki wzrok komórka zaskoczenie
Pisz pisz bo widać dno w czekoladkach.*)
OdpowiedzUsuń