Rok i troszkę wcześniej... znaczy 02.01.2023
Dziś otworzyłam oczy, tak gdzieś ok. 10 h i zdumiałam się, że za oknem wiosna ( plus 14 stopni) Hym... czyżbym przespała zimę? Ostatni rok minął niczym sen, więc co tam zima. Ale nie, skacowany po sylwestrowych procentach Małż, sprowadził mnie na ziemię swoim narzekaniem na bolącą głowę. Nie byłam zbytnio współczująca, bo zupełnie już nie pamiętam, jak smakuje kac-morderca. Choć ból głowy jeszcze pamiętam, bo właśnie 10 dni przed Świętami Bożego Narodzenia poskładało mnie totalnie. Nie pamiętam bym kiedykolwiek legła na taki czas do łóżka. Nie wiem, co to za franca do mnie przylgnęła, ale czułam się nie halo. Zaczęło się całonocnymi torsjami, potem doszła gorączka i ból głowy. Przed cały czas każde pożywienie, śmierdziało i smakowało jak szit. Tylko woda z elektrolitami podtrzymywała moje funkcje życiowe. Schudłam 5 kg, co uważam za dodatni plus w całej tej sytuacji. Potem była Wigilia, którą spożyłam jedynie z Małżem, ale nie narzekałam. Byłam tak słaba, iż z ulgą zakończyliśmy tę kolację. Ostatkiem sił zaśpiewałam kolędę, by dostać prezent, Małż również podtrzymał naszą rodzinną tradycję i zadowolony rozpakował swój podarek. Już mieliśmy zacząć sprzątać, ale dzwonek do drzwi zastopował nasze zapędy. Przyszedł najstarszy syn, ze swoją przyszłą żoną i jej córkami. Podzieliliśmy się opłatkiem, wymieniliśmy się podarkami, powspominaliśmy minione święta i pożegnaliśmy gości ok. 20 h.
Drugi dzień rozpoczęliśmy mszą i wizytą na cmentarzu. Potem odwiedziliśmy wcześniej wspomnianego syna. Małż liczył na smaczny obiad, ale poczęstowali nas kawą, ciastem, wędliną i alkoholem. Cóż. Najważniejsze, że dogadują się między sobą, a ja nie będę przecież prawie czterdziestoletniej kobiety uczyć, że jak się zaprasza przyszłych teściów na gościnę, to .... no właśnie.... Grunt, to nie liczyć na zbyt wiele, by rozczarowanie było jak najmniejsze.
Wieczorem jeszcze odwiedziliśmy sąsiadów i uraczony alhoholem Małż zaliczył ten dzień do udanych. Drugiego dnia przyjechał młodszy syn z synową. Zjedliśmy obiad. Po raz pierwszy mój najmłodszy pił ze swoim ojcem. Namówił go na drinki z "Duchem Puszczy". O matko na niebie, jak Małż się męczy przez całą noc. Miał jakieś koszmary, przywidzenia i w ogóle, jakby go nawiedził ów duch z puszczy. Z tego też powodu, również nie spałam.
Już zapowiedziałam, że dopilnuję, by nigdy więcej nie zadzierzgiwał bliższej znajomości z żadnymi duchami uwięzionymi w butelce.
Dziś... znaczy 08.01.2024
Za oknem śnieżna zima i minus piętnaście na termometrze. Na śniegu pokrywa lodowa. Ostatnio połamałam dwa skrobaki chcąc odskrobać szybę w moim aucie, gdyż oblekał ją "żywy lód" Piszę, bo kto wie, jaki będzie kolejny początek stycznia za rok? A tak przypomnę czytając powyższe i będę się chwalić, że pamiętam.
Ech... z tą pamięcią, to jest tak sobie. Mój Reniaczek twierdzi, iż takie są skutki uboczne przyjęcia szczepionki na covid. A ja się szczepiłam AŻ trzy razy. Ale w ogóle mnie to nie rusza, bo po co się przejmować tym, na co nie mam wpływu ?
Natomiast Sylwester w tym roku spędziliśmy w domu. Mieliśmy inne plany, lecz choroba siostry i szwagra z Czech, do których mieliśmy jechać, pokrzyżowała wszystko. Umówiliśmy się na wspólne wakacje w Międzyzdrojach.
Ostatni dzień starego roku żegnaliśmy wraz ze znajomymi i ich roczną sunią. Zabrali ją do nas, bo obawiali się zostawić w domu, z powodu wystrzałów fajerwerków. Jednakże była bardzo spokojna. Nawet koty ją nie obchodziły, choć fukały oburzone, gdy wyjadała ich chrupki.
Obecnie mamy TYLKO pięć kotów. Dwa prześliczne rudzielce, Rydzyka i Miodzia... ulubieńce Małża... burego Kusego i dwa czarne Gonza i Mini. Ten ostatni to samiczka, która przybłąkała się do nas kilka lat temu, więc nie mam pojęcia o jej wieku.
Poza tym to już prawie pół roku pracuję w budżetówce, co prawda na zastępstwo, ale już dało się odczuć, co znaczy pracować na państwowej posadzie. Wierzę, iż się uda załapać na dłużej, po odejściu na emeryturę koleżanki z obecnej pracy. Także zaciskam piąstki w nadziei, iż w kwietniu przedłużą mi umowę.
Aha. Reniaczek wyjechał do sanatorium. Co tam się dzieje, to głowa mała. Jak z nią rozmawiam, to rumienię się za nią, bo Ona to raczej nie przejmuje się takimi przyziemnymi rozterkami.
Bo jak to mówią, najstraszniejsze są grzechy, z których nie ma uciechy.