O czym by tu dziś? Może napiszę, iż skończyłam rehabilitację. Teraz mam wrażenie, że te dziesięć dni minęły jak sen. Jednakże czekając na dwuminutowy zabieg PÓŁ godziny, miałam pewność, że tracę czas bezsensownie i bezpowrotnie. Nie można było nawiązać bliższych relacji. Obowiązkowe maseczki zniechęcały do jakichkolwiek pogawędek w poczekalni. Aaaa... muszę wyznać, że w pierwszym dniu słysząc wywoływanie- Pani Ewa El do siódemki- pomyślałam ... - Fajnie mieć tak krótkie imię i nazwisko. Mało pisania. Zaraz potem padło - Barbara O do piątki. Janina Es do jedynki. - Ale jestem tępa - palnęłam się w czoło. - No przecież... RODO!
Na zakończenie musiałam wypełnić ankietę. Czy stan zdrowia uległ znaczącej poprawie? -To jakiś żart?- pytam. - Nie, serio proszę odpowiedzieć. No to odpowiadam.
Po pierwsze - kolana skrzypią nadal. ( Trudno stwierdzić, które bardziej. Te porażane 15 min. prądem i owiewane zimnym powietrzem prze DWIE minuty. ? Może ja jestem głupia, ale nie trzeba należeć do Mensy, by wiedzieć, iż dwu minutowy zabieg ledwie zdąży schłodzić skórę i raczej nie dotrze do rzepki czy czegośtam w środku. Jeśli zimno ma być tak dobroczynne, dla moich stawów, to może wytnę sobie dziury w spodniach i będę błyskać gołymi kolanami podczas tegorocznej zimy? Hymmm? Ciekawe co na to ortopeda?
Po drugie- mizianie głowicą po lędźwiach przez osiem min. tzw. ultradźwięki. Tutaj nie mam zdania. Zupełnie. Może i pomogły? Kto ich tam wie?
Po trzecie- mobilizacja kręgosłupa, tak bolesna i trwająca pół godziny, doprowadziła do tego, iż przestałam odczuwać bóle napięciowe. Co się nacierpiałam to moje, ale kto powiedział, że będzie łatwo? Miało być skutecznie i było. Wobec tego rehabilitację uważam za skuteczną w 25%.
Dobre i to.
Coś tak podejrzewam, iż w najlepszym przypadku, w takim przybytku pojawię się gdzieś koło 2026 roku. No, chyba że wcześniej wyjadę do wód.