Zawsze mam niejaki problem z początkiem wpisu, bo potem to już leci z górki. O czym by tu dzisiaj? Może pociągnę temat komercyjnego Marka. Otóż ów przystojniak mieszkał tuż obok nas. Moje wyczulone oko, dojrzało go już dnia pierwszego, kiedy wieszał pranie na wspólnym balkonie. Nadmienię, że dojście na ten sam balkon, mają aż trzy sąsiednie pokoje. Ponieważ wraz z Doronią, wstrzeliliśmy się w strefę małżeństw, byłyśmy przekonane, że jest razem z żoną. Pod koniec dnia drugiego, wpadliśmy na siebie w ciemnym korytarzu.
A teraz mała dygresja.
Do pokoi na pierwszym piętrze ( na którym mieszkamy) prowadzi ciemny korytarz, na końcu którego jest wyjście awaryjne. Z owego wyjścia pada nikłe światło. Wobec tego, zanim automatycznie zapalą się żarówki, idziemy w stronę światła.Ciemnym tunelem. A pokój mamy prawie na końcu. W związku z tym czujemy się tak, jak byśmy co i raz, zaliczali śmierć kliniczną.Czad.
- O, jak miło spotkać sąsiadkę - zagił.
- Tak sam sobie tu mieszkam i nie mam do kogo zagadać -ciągnął dalej.
- Marek jestem.-dodał.
I tu nastąpiło zadzierzgnięcie więzi sąsiedzkich.
Przystojniak wpadł do nas często i gęsto. Przez cały dzień. Raczył nas opowieściami o swoim dotychczasowym życiu. Muszę przyznać, iż tak wygadanego faceta, to ja dawno nie spotkałam. Natomiast wieczorami znikał, niczym kamfora. Pojawiał się natomiast tuż po 22, gdy ostatni goście, usytuowanej na naszym piętrze kawiarenki, zdążyli opuścić parkiet. Co prawda podczas jego nocnych wizyt, byłyśmy już mocno zmęczone brylowaniem na parkiecie, ale nie na tyle, aby odpuścić markowe opowieści.Nie trzeba spostrzegawczości Sherlocka Holmesa, by zorientować się, że casanowa zaprasza do swego pokoju, coraz to nowe kuracjuszki.
Zagadnięty, o takie postępowanie, zupełnie bez skrępowania, opowiadał o swoich podbojach.
Od tego momentu, czułyśmy się, jakbyśmy mieszkały w konfesjonale. Cóż. Może chłopina nie miał się komu wygadać? A może satysfakcję sprawiało mu same chwalenie się?
Tuż przed jego wyjazdem, złożył mi propozycję nie do odrzucenia. Zaprosił do swego pokoju. Oczywiście powiedziałam grzeczne senkju i gudnajd. Marek próbował jeszcze wyłudzić od Doroni mój nr. komórki. Jednakże z powodu tego, iż do tej pory nie zdążyłyśmy się wymienić namiarami do siebie, koleżanka nie udzieliła namiarów. O dziwo, mnie nie poprosił. Przed wyjazdem pożegnaliśmy się zgodnie z przepisami bon-tonu i tyle go widziałam. Aha, załatwił jeszcze w recepcji sprawę czystości spódnicy kelnerki, o której pisałam w poprzednim wpisem.
Dobre i to.
Aaaaaaa... już wiem, o czym będzie wpis następny. Notonara.
"Wtedy dopiero warto brać się za pisanie, jeśli mamy odwagę napisać to, czego nie mielibyśmy odwagi powiedzieć" Emil Cioran.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ostatnio na tapecie
tu grzeliście ławę najczęściej
-
Nowy Rok zawitał pukając do mych drzwi całkiem spokojnie. Nigdzie nie wybywaliśmy z chacjendy, a także nikt się nie zapowiedział. Większość...
Etykiety
sanatorium
problemy
wycieczka
budowa
podróż
praca
zabawa
kolega
morze
wyjazd
auto
blog
dylematy
ksiądz
mąż
pamięć
przygoda
rehabilitacja
tańce
wesele
wizyta
życzenia
Konstancja
Małż
argumenty
blondynki
cud
dom
fachowcy
imieniny
integracja
koleżanka
kłótnia
majster
narodziny
ogród
początek
powrót
pragnienie
propozycja
rocznica
rodzina
siostry
spostrzegawczość
sprzątanie
syn
urodziny
urzędnik
wnuczęta
zakupy
zaskoczenie
zguba
święta
święto
Nowy Rok
Nowy Rok plan przygoda ogień
apel awaria wycieczka morze koncert
auto awaria holowanie sąsiad
auto zakup akademia babcia
autobus
awaria
bal
bank
bociek
bunt
cel
choroba
cmentarz
dach
demencja
deszcz
działanie
egoista
film
folklor
goście
gra
gwara
góra
głos
higiena
historia
informacja.
irytacja życie rodzinne spokój
jazda
kazanie
kelnerka
kierat
kieszonka
klucze
kobieta
koledzy
koleżanki
kolęda
komplement
komórka kolega podejrzenia
kwiaty
lód
marzenia
masaż
matka
metoda
miłość
mężczyzna
nerwy
niespodzianka
nowe miejsce
nowy sprzęt
odchudzanie święto zaskoczenie mąż
odcinki
odwyk uzależnienie słodycze
ognisko
pieszczoty
plaża
podarki
pogoda operator sms córka poród Anioł
pomoc
pomyłka
porada
porządek sukienka pułapka ratunek
postanowienie
pozytywne postrzeganie świata
pośpiech
prezent
prośby
przebranie
przedwiośnie
przemyślenia
przeprosiny
przyjazd
pytania
radość
relacja
remont
rocznica śnieg zaskoczenie tajemnica proboszcz
rozmowy
rozterki
rubikon
rysa
sanatorium koleżanki
sanatorium masażysta pogoda fajfy flirt
schemat
siostry rodzina relaks blokada
spełnienie
spowiedź
strata
sylwester
synowie
szał
szczęście
szwagierka
słońce pole truskawki pielenie opalanie.
tatuś
teleporada zdrowie lekarz zdumienie cud
teściowa śmierć rocznica
torebka
troska
tęsknota
uraz.
wesele goście suknia zabawa
wróżba
wspomnienia
wspomnienia sylwester święta
wycieczka morze szaleństwo
wyobraźnia
zakochani
zakupy ekologia wesele
zdjęcia
zdrowie
zima
zmiany
znajomy
zęby
złość bezradność zdumienie
ściana
śmieci
śniadanie
święta prezenty zaskoczenie radość
święta wypieki foremki wzrok komórka zaskoczenie
żona
Bardzo podejrzane indywiduum z tego Mareczka ;-)
OdpowiedzUsuńJak znam życie, to pewnie więcej gada, niż działa, ale te eskapady...
Jotka, też jestem tego zdania, wszak krowa która dużo mruczy, mało mleka daje.
UsuńNo no Mareczek jak nie przymierzając Wloch co to musi złożyć damie wiadoma propozycję zeby nie poczuła się urazona i niedowartosciowana. Tylko dlaczego tak późno? Czyżby wisienka na zjedzonym torcie? Buziakiu
OdpowiedzUsuńLuciu, wyglądał jak Włoch, więc może jakieś korzenie południowe w nim były :) Serdeczności :)
UsuńHyhyhyhyhy i powiem szczerze, że nie wiem czy brakuje mi sanatorium, czy nie. To jest jeszcze bardziej "odrealnione" niż Woodstock :D Ale Tobie udanego wypoczynku.
OdpowiedzUsuńLinka, wypoczynek jak na razie bardzo udany. Wyhodowałam sobie paznokcie, co w klimatach domowych od lat mi się nie udawało. No i wszystkie odciski poodpadały ;)
UsuńNie wiem, czy pisać, że Markowi tak mają...Bo znam bardzo dobrze pewnego Marka...Męża mego ;)))
OdpowiedzUsuńEeeee... nie sądzę kochana. Twój na bank jest przeciwieństwem tego sanatoryjnego.
Usuń"Interesujący" facet. Może pojawi sie nastepny Marek? ;) .
OdpowiedzUsuńTereso, jak tak człowiek posłucha podczas zabiegów, to takich Mareczków jest od zatrzęsienia. Jednakże osobiście nie trafiłam na takiego.
UsuńNie znam sanatoriów z autopsji, ale opowieści o panach Mareczkach wiele się nasłuchałem. Można powiedzieć, że to gatunek rodzimy sanatoryjny, taki Markus Sanatoriense :-)
OdpowiedzUsuńHegemonie, historie o Markusach nie są wyssane z palca. No, może troszkę podkoloryzowane na potrzeby chwili :)
Usuńkiedyś na takich "mareczków" mówiło się gawędziarz-erotoman(?)
OdpowiedzUsuńMaakrelo, bardzo trafna nazwa :) Pozwolę sobie ją zacytować, w razie wu.
Usuń