"Wtedy dopiero warto brać się za pisanie, jeśli mamy odwagę napisać to, czego nie mielibyśmy odwagi powiedzieć" Emil Cioran.
piątek, 2 marca 2018
Pan Heniek zimowy hiroł. Co komu pisane...
Doprawdy staram się zrozumieć tych wszystkich malkontentów, którzy narzekają na obecny atak zimy. Staram się... i staram... i nichuchu nie mogę się wczuć. W końcu mamy zimę. Tak? To kiedy te mrozy mają doskwierać? Czyż nie teraz? Zamiast cieszyć się, że w tym roku zima zaczęła się w końcu lutego, wszyscy jęczą.
No dobra. Dzisiaj prawie kolana mi odpadły od pizgającego wiatru... bo od dołu długie kozaki, a od góry ciepły kożuszek... więc może jutro owinę kolana w onucę alboco, i będzie git.
Teraz siedzę przy kominku, otulona w wełniany koc, plus po jednym kocie na każde kolano, i da się żyć. A pamiętam jakie zimy były w ubiegłym wieku. Dokładniej w czasach, gdy byłam młoda i głupia. A za ową głupotę omal nie zapłaciłam najwyższej ceny. I powiem wam, że zamarznąć to można ot tak ( pstrykam palcami dla efektu) Po prostu zamykasz oczy i szlus. Bryłeczka lodu. Już cię nie ma.
No to do rzeczy.
Rok 1987
Razem z grupą koleżanek, zostałam zaproszona w odwiedki ( jak się dziecię urodzi, to po chrzcinach robi się imprezkę dla znajomych, wszak trza dojeść resztki ) Wylaszczyłam się jak przystało. Żadnych tam barchanowych gaci i koszul flanelowych pod spód, lub chociażby czapki, choć był mroźny styczeń.
Po imprezie, chwiejnym krokiem, udałam się na przystanek PKS-u. Ponieważ był to ostatni kurs, autobus jechał do miasteczka, w którym imprezowałam, robił pętlę i wracał do bazy, przez moje miasteczko. Z racji tego, iż na przystanku spotkałam znajomego, który wracał z pracy, postanowiliśmy nie marznąć i ruszyć na przeciw autobusowi. Byliśmy pomiędzy przystankami, gdy minął nas oszroniony "ogórek" Pełni nadziei, dotarliśmy do kolejnego przystanku i wypatrywaliśmy powracającego pekaesu.
Czekamy dziesięć minut, piętnaście, dwadzieścia. Robi się coraz zimniej. Starszy pan oddaje mi swój szalik, abym mogła owinąć głowę. Ale co tam głowa, ja już od pasa w dół nie czuję niczego. Kulę się, aby osłonić ciało od wiatru. Robi się jakby cieplej. Zamykam oczy. Przestaje czuć cokolwiek. Nagle szarpanie
- Wstań, nie będziemy czekać, idziemy do domu.
- Nie, ja zostanę. Pewnie zaraz przyjedzie. Nie dam rady już iść. Za zimno.
-Wstań, pójdziemy. Jak będzie jechać, to zatrzymamy - przekonuje mnie ciągnąc za ręce, bym wstała. Podnoszę się. Zmarznięte nogi odmawiają posłuszeństwa. Opieram się na jego ramieniu i ruszamy.
Nie pamiętam, jak długo szliśmy 5 km. Kiedy dotarłam do domu, myślałam, ze odmroziłam sobie wszystkie członki, lecz miałam szczęście. Jak długo mamusia mnie rozgrzewała, i czym, nie pytajcie. Najważniejsze, że obyło się bez szpitala.
Tu należy napomknąć, iż " zamarzniętym ogórkiem" jechał mój chłopak, bo wiadomo.. baba pijana, to... no! Postanowił, że odtransportuje mnie osobiście do domu. Jednak na pętli autobus zamarzł. Wobec tego wziął taryfę, by wrócić do domu. I wogóle już nie myślał o mojej zamarzającej cnocie. Oczywiście dostrzegł mężczyznę stojącego przy przystanku, lecz nie mnie.
Do dziś nie mogę zrozumieć, po kij powiedział o tej wyprawie?
Chyba tylko po to, aby każdej zimy przypominała, że gdyby nie pan Heniek, to został by starym kawalerem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ostatnio na tapecie
tu grzeliście ławę najczęściej
-
"Ku chwale ojczyzny, jeden dzień kobiety, cały rok mężczyzny", że tak przytoczę fraszkę Sztaudyngera, przypomnianą przez Luc...
Etykiety
sanatorium
problemy
wycieczka
budowa
podróż
praca
zabawa
kolega
morze
wyjazd
Małż
auto
blog
dylematy
ksiądz
mąż
pamięć
przygoda
rehabilitacja
tańce
wesele
wizyta
zaskoczenie
życzenia
Konstancja
argumenty
blondynki
cud
dom
fachowcy
imieniny
integracja
koleżanka
kłótnia
majster
narodziny
ogród
początek
powrót
pragnienie
propozycja
rocznica
rodzina
siostry
spostrzegawczość
sprzątanie
syn
urodziny
urzędnik
wnuczęta
zakupy
zguba
święta
święto
żona
Nowy Rok
Nowy Rok plan przygoda ogień
apel awaria wycieczka morze koncert
auto awaria holowanie sąsiad
auto zakup akademia babcia
autobus
awaria
bal
bank
bociek
bunt
cel
choroba
cmentarz
dach
demencja
deszcz
działanie
egoista
film
folklor
goście
gra
gwara
góra
głos
higiena
historia
informacja.
irytacja życie rodzinne spokój
jazda
kazanie
kelnerka
kierat
kieszonka
klucze
kobieta
kolacja walentynki
koledzy
koleżanki
kolęda
komplement
komórka kolega podejrzenia
kwiaty
lód
marzenia
masaż
matka
metoda
miłość
mężczyzna
nerwy
niespodzianka
nowe miejsce
nowy sprzęt
odchudzanie święto zaskoczenie mąż
odcinki
odwyk uzależnienie słodycze
ognisko
pieszczoty
plaża
podarki
pogoda operator sms córka poród Anioł
pomoc
pomyłka
porada
porządek sukienka pułapka ratunek
postanowienie
pozytywne postrzeganie świata
pośpiech
prezent
prośby
przebranie
przedwiośnie
przemyślenia
przeprosiny
przyjazd
pytania
radość
relacja
remont
rocznica śnieg zaskoczenie tajemnica proboszcz
rozmowy
rozterki
rubikon
rysa
sanatorium koleżanki
sanatorium masażysta pogoda fajfy flirt
schemat
siostry rodzina relaks blokada
spełnienie
spowiedź
strata
sylwester
synowie
szał
szczęście
szwagierka
słońce pole truskawki pielenie opalanie.
tatuś
teleporada zdrowie lekarz zdumienie cud
teściowa śmierć rocznica
torebka
troska
tęsknota
uraz.
wesele goście suknia zabawa
wróżba
wspomnienia
wspomnienia sylwester święta
wycieczka morze szaleństwo
wyobraźnia
zakochani
zakupy ekologia wesele
zdjęcia
zdrowie
zima
zmiany
znajomy
zęby
złość bezradność zdumienie
ściana
śmieci
śniadanie
święta prezenty zaskoczenie radość
święta wypieki foremki wzrok komórka zaskoczenie
No co się dziwisz, zima to w styczniu powinna być, a nie w marcu!
OdpowiedzUsuńJak byłam młoda, to mi mrozy nie przeszkadzały. Widziałaś jak się nastolatki ubierają, nawet kurtki rozpięte mają i bez szalików...
ja mam odmrożony nos, bo wielki i najszybciej marznie...
Jotko, nastoletnie gołe kolana, w porwanych spodniach... brrrrrr... albo gołe kostki. Moda modą, ale gdzie rozsądek, ja się pytam? Z tamtej przygody mam odmrożony JEDYNIE mały paluszek u prawej nogi :)
UsuńNazwa odwietki - pierwsze słyszę.
OdpowiedzUsuńTo sen, czy prawda? ;) .
Tereso, odwiedki pochodna od odwiedzin.. tak myślę :) Tym razem to prawda, gdyż iż bohaterką jestem ja, a nie Konstancja wyssana z palca :D
UsuńTo dlaczego nie wyszłaś za pana Heńka?
OdpowiedzUsuńPan Heniek był w wieku mojego ojca i miał rodzinę.
UsuńNoo, Cons, patrząc z perspektywy czasu, to bym się zaśmiała ha ha ha :) ale, gdy tak sobie realnie pomyślę, to ciary mnie przechodzą, bo można by rzec (bez obrazy), że miałaś więcej szczęścia niż rozumu. Myślę, że pan Heniek to był takim Twoim aniołem stróżem, bo aż strach pomyśleć co by było gdyby ....
OdpowiedzUsuńLudzie są ostatnio przyzwyczajeni do wyższych temperatur, dlatego coraz gorzej znoszą te niskie. Ja to tęsknię do tych czasów kiedy byłam dzieckiem i wtedy faktycznie wszystkie pory roku były na swoim miejscu. Teraz mamy w zasadzie dwie, zimę i lato, bo z kożucha wskakujemy w bikini, a z bikini w kożuch, mam takie przejściowe kurtki, sweterki i tak naprawdę nie pamiętam kiedy je zakładałam.
Gabuniu, siedząc przy kominku, też się z tego śmieję. Pan Heniek niestety już nie żyje, zmarł na zawał serca. Oczywiście nie zaraz po naszej nocnej wędrówce, tylko kilka lat potem. Co do pór roku, to masz rację, tylko zastanawia mnie,co będą z sentymentem wspominać przyszłe pokolenia.
UsuńHej to ja Lucia. Jakoś udalo mi się wejść przy pomocy telefonu. Historia z moralem ale nie będę moralizować. *
OdpowiedzUsuńLuciu, uparciuch z Ciebie :) Widocznie masz włączoną jakąś blokadę na swoim kompie. Buziaki :*.
UsuńChoć nie byłam wcale już taką małolatą, pewnego dnia odmroziłam sobie stopy. I to dzięki znajomym, którzy uparli się, żeby czekać na autobus w czasie dojazdu na salę, gdzie miała odbyć się zabawa sylwestrowa. Można było wziąć taksówkę, tym bardziej, że mąż koleżanki był...taksówkarzem, więc miał znajomych, którzy przydaliby się tego wieczoru. Nie, znajomi uparli się, że dojedziemy autobusem. Dlatego do upadłego czekaliśmy na ten autobus, który wiadomo, że jeździ jak chce wtedy, kiedy jest przełom roku.
OdpowiedzUsuńGdy dotarliśmy na salę, chciało mi się wyć z bólu. Myślę, że tak właśnie czują się ludzie, którzy zamarzają w górach...
Byle do wiosny ;)
Współczuję bólu, bo co prawda ja odmroziłam sobie jedynie mały palec, ale bolał mnie dość długo,aż wreszcie okłady z gęsiego smalcu pomogły.
Usuń