niedziela, 23 marca 2025

Złotousty z ludu. Kijem muru nie przebijesz.

 Pierwszy dzień wiosny 2025 nie zrobił na mnie żadnego wrażenia ( wszak nie poszłam na wagary) Dlatego też przejdę nad nim do porządku dziennego. Natomiast dzień później zobaczyłam dwa boćki stojące w gnieździe. Trochę żal mi się ich zrobiło, bo niby śniegu nie ma, lecz ten zimny, marcowy wiatr wkręca się w każdy zakamarek nieokrytego ciała czyt. szyi, uszu czy też gołych, bocianich kostek. Dzięki Bogu ubiegłoroczna zima nie dała nam się w ogóle w kość, bo łopata do odśnieżania była użyta jeden raz. Przez Małża. Złapał za nią, by pokazać sąsiadom, jakiego to ma bezdusznego syna, bo oto stary ojciec musi odśnieżać chodnik. Bez sensu w sumie, bo śnieg nie poleżał długo i gdyby poczekał pół godziny, to słońce załatwiło by sprawę za niego. 

Skoro już jesteśmy przy Małżu, to przykucnę na dłużej przy kompie, by opisać to, co mnie nieodmiennie zaskakuje i często gęsto wprawia w osłupienie trwające czas jakiś, gdyż nieodmiennie kulki w mojej głowie nie chcą się połączyć, by  zrozumieć, jakimi ścieżkami podąża umysł mojej Drugiej Połówki. Prościej. Napiszę o tym, bo właśnie dziś taką mam wenę ( weme , jak przekręca mój domorosły Miszczu Poprawnej Polszczyzny ) 

Zanim zacznę tłumaczyć osocho... wyjaśnię, iż owo przekręcanie trwa już lata całe. Początkowo tylko się śmiałam i próbowałam naprostować błędy językowe. Bezskutecznie. Potem  zapisywałam je, na przypadkowych kartkach, bo nie sposób było zapamiętać tak barwnych pomyłek. Niejednokrotnie owe karteluszki ginęły i dziś żałuję, iż nie byłam bardziej uważna, w ich kolekcjonowaniu. Pewnego deszczowego dnia, gdy nie mogłam ryć w ogrodzie, spisałam je w zeszyciku, a dziś postanowiłam uwiecznić je na blogowych łamach. Nie będę podawać dokładnego kontekstu ich użycia, bo bym się pewnie zapętliła.

Ostatni przykład... jeszcze gorąca świeżynka. 

-Wcinasz się jak majtki pomiędzy zakąskę. 

Dla niewtajemniczonych wyjaśniam ... -Wcinać się jak majtki w dupę.... lub... -Wcinać się pomiędzy wódkę, a zakąskę. Pierwsze i drugie stwierdzenie istnieje na Podlasiu od wiek wieków, więc to jakaś tam mądrość ludowa jest. Co nie? Natomiast ,mój Przekręciciel , interpretuje takie powiedzenia ZAWSZE na swoją modłę. 

W jego przypadku sprawdza się powiedzenie ... - Słyszysz dzwon, nie wiesz gdzie on ... Na sto procent. Akurat powyższego stwierdzenia, jeszcze nie przekręcił. 

Jednakże mam do przedstawienia szeroki wachlarz innych "przekrętów''. 

-Zaczyna się.... piosnka z powtórki ( powtórka z rozrywki )lub ( -Znów ta sama piosnka

-Ucz się, bo nie będę żył całe życie ( nie będę żył wiecznie)

-Ja o Kaziu, ty o Waziu ( ja o kozie, ty o wozie) 

-Tłumacz, jak kozie na rozie ( jak krowie, przy rowie) 

-Włos ci z korony nie spadnie ( włos ci z głowy nie spadnie) lub ( korona z głowy nie spadnie)

- Nie owijaj kota ogonem ( nie owijaj w bawełnę )pomieszane z  ( nie odwracaj kota ogonem)

I mój ulubiony...

- Głupi, jak but kościelny ... misz-masz z "głupi, jak but z lewej nogi"  oraz "biedny jak mysz kościelna" 

Doprawdy, Małż mój z upływem czasu, stanowi dla mnie coraz większą zagadkę, tak nie jasną, że nawet wynalazek Edisona nie zdołał by jej rozświetlić. 


niedziela, 2 marca 2025

Niewychowany Małż. Zołzowata żona.

Ciągle, jak sobie przypomnę, co też mój Małż zaplanował na Walentynki, rogal pojawia się na moim licu. 

Lecz wróćmy do źródła... rzekłabym raczej... iskry, która poruszyła serce, domorosłego egoisty. 

Jak to mówią mądrzy z ludu, mężczyzna jest dwa razy wychowywany. Pierwszy raz, przez matkę, drugi przez żonę. Niestety, zabrakło mi i chęci, i czasu, by poświęcić więcej uwagi nie tylko trójce dzieci, ale również Małżowi.

 I tak przełykałam co i raz rozczarowania, pojawiające się w małżeńskim stadle. Moje oczekiwania miały się nijak do życia codziennego. Czy byłam ... jestem... idealną żoną? No, w życiu!

 Ale omójborzesosnowy!

 Toż to mój kawałek podłogi, więc mogę jęczeć, kwękać, stękać ile wlezie. 

Ale do brzegu.

Otóż Małż KOLEJNY raz zapomniał o naszej rocznicy ślubu. W sumie nawet mnie to nie obeszło. Przyzwyczaiłam się do takiego stanu rzeczy. Jednakże z równowagi wyprowadziło mnie co innego.

Po naszej wizycie na lokalnej potańcówce, skąd Małż wrócił nawalony jak stodoła, dochodził do życia całą niedzielę. Wiedząc, że wyjeżdża w nocy do pracy ( z niedzieli na poniedziałek) przypomniałam mu, by się spakował. Odpowiedział, że spoko, zrobi sobie w nad ranem kawę i ogarnie wszystko na spokojnie. Okej. Byłam w stanie to zaakceptować. 

A tymczasem w samym środku moich sennych marzeń.....

Mój domowy egoista włącza żyrandol w sypialni, budzi  i pyta o pudełka do pakowania wałówki na drogę.

Udzieliłam mu informacji ... a jakże... wkurwiona na maksa. 

Pojechał, a ja do szóstej nie mogłam zasnąć. 

Tego dnia nie zadzwoniłam do niego. 

Kolejnego, zadzwonił pierwszy z pretensją, że o nim zapomniałam. No to wytłumaczyłam dobitnie, co myślę o jego egoistycznym podejściu wobec mnie. Czara goryczy się ulała, czy też dzbanowi ucho się urwało... wszystko jedno.... jak zwał tak zwał. Odłożyłam słuchawkę.

Kolejne dni przyniosły odwilż w stosunkach małżeńskich. Cóż, nie potrafię długo się gniewać. Taka moja uroda. Wybaczam, lecz nie zapominam. 

I oto nadszedł TEN dzień. Z rana Walenty złożył życzenia. Takie same jak w poprzednim wpisie. Zero zaskoczenia. 

Po pracy wpadam na hawirę. Widzę na stoliku w salonie czekoladki ułożone na talerzu, w kształcie serca. Staję jak wryta. Małż się uśmiecha widząc moje zdumienie.

- Przebieraj się, zamówiłem stolik na dwudziestą w restauracji - dodaje.

Patrzę na niego oczami wielkimi, jak koła młyńskie. 

-Żartujesz ? - udaje mi się wydukać.

- Nie żartuję. Pośpiesz się. Masz 15 minut - oznajmia i zostawia mnie ciągle osłupiałą.

Patrząc z perspektywy czasu, to stwierdzam z całą świadomością, że doprawdy jestem wyjątkową kobietą, bo już po trzynastu minutach szliśmy w kierunku walentynkowej kolacji. Zdążyłam wbić się w kieckę, poprawić makijaż i upewnić się, iż nikt nie podmienił mojego Małża.

No patrzcie państwo...taka sytuacja.










niedziela, 19 stycznia 2025

Życzenia wykute w pamięci. Constans alians.

 Nowy Rok zawitał pukając do mych drzwi całkiem spokojnie. Nigdzie nie wybywaliśmy z chacjendy, a także nikt się nie zapowiedział. Większość dnia Małż spędził na wycinaniu drzew w lesie, bo zabrakło materiału na DOKOŃCZENIE altany, gdyż zabrakło kilku krokwi by zakończyć dach. Nie ma co ukrywać, że w tej kwestii jestem dumna z mego drwala. Ale co się najęczał, że na dwóch synów, ale o pomoc to musi prosić kolegę, to tylko ja wiem. 

Wieczorem zasiedliśmy oboje przy zastawionym smakołykami stole i uskutecznialiśmy obopólne wycie, przy dźwiękach piosenek biesiadnych płynących z kanału tivi. Potem zahaczaliśmy o wszystkie sylwestry przedstawiane w tymże telewizorze. Tak na marginesie... Nobel temu, kto wymyślił pilota. 

Przyznaję, czasami mieliśmy odmienne zdanie, co do repertuaru, ale gdy nie mogliśmy osiągnąć kompromisu, Małż wychodził na papierosa. Akurat to, że pali dość dużo, w takich momentach się przydaje. Doprawdy. W sumie to po tylu latach małżeństwa jakoś tam się dogadujemy. Między sobą.

 Bo z dziećmi to już różnie bywa. 

W Święta Małż znów odwalił manianę taką, że o mało córka, która z rodziną przyjechała na święta, nie wyjechała w pierwszy dzień Bożego Narodzenia. Małż dostał po uszach tak, że japierdole, ale widocznie trzeba było wylać taki kubeł na niego, aby zrozumiał, że nawet małe dzieci pamiętają o wiele więcej, niż byśmy chcieli, a normę stanowi ogół, a nie margines. 

I tak patrząc w dal... to znaczy na wczorajszy dzień... przypomniało mi się, że miałam imieniny. Usilnie się starałam, by mój osobisty romantyk, jakoś tak wpadł na TO sam i dopełnił obowiązku. W końcu poległam i wyłożyłam kawę na ławę. Oto co usłyszałam....

- Dużo szczęścia i słodyczy, mąż ci życzy!

- A coś więcej?- spytałam, z nadzieją, iż  tym razem się postara.

- Żebyś zawsze była zdrowa i taka piękna - dodał przyciągając i obejmując moją kibić. 

 Wszystkie życzenia, jakie kiedykolwiek usłyszałam od niego, właśnie TAK wyglądają. NIEODMIENNIE.

Jednakże niosą w sobie potężne przesłanie, do którego  usilnie staram się stosować, choć ostatnio zupełnie ostawiłam słodycze...stąd ta wymieniona wyżej "kibić".



niedziela, 15 grudnia 2024

Człowiek się uczy na błędach, jednak są wyjątki. Wyjątkowy Małż.

Święta zbliżają się w podskokach, a ja również w podskokach podążam do nowej pracy. A tak! U schyłku mego życia zawodowego rozpoczęłam pracę NA E TA CIE W BU DŻE TÓW CE !!! Traaaaalalalala!! Jaram się co nie. Wszak lepiej późno, niż później. 

Radość moja jest wprost proporcjonalna do trudności, jakie musiałam pokonać, aby nawiązać odpowiednie znajomości, które okazały się pomocne w przejściu przez sito eliminacji, ( no co? ... czasy się zmieniają, a plecy zawsze się przydają) zdobyć doświadczenie na podobnym stanowisku w innym oddziale, powalić błyskotliwością podczas rozmowy kwalifikacyjnej i ... oto jestem! 

Fakt. Trochę TO trwało, ale oj tam. Grunt, że dotarłam do mety... znaczy do etatu, bo meta to raczej przejście na emeryturę, a ja póki co dłuuuugooooo nie zamierzam się na nią udawać. No bo to jest tak. Nowe koleżanki, które pracują lata całe, pragną tego, od czego ja się odżegnuję. One jednak są już wypalone, a ja napalona. 

Poza tym, to ciągle coś się dzieje. 

Wjechałam na ambicję Małża, i oto postanowił SAM wybudować altanę. Nie podejrzewałam, że aż tak się zaangażuje. Znamienną rolę odegrał tutaj wujek Google, bo najsamwpierw wyszukał " budowanie altany" a tam jak wiadomo, wszystko dzieje się błyskawicznie i bezproblemowo. 

Muszę nadmienić, iż mój Małż ma pamięć rybki akwariowej. Usilnie stara się nie pamiętać o swoich, nie tak bardzo odległych, porażkach. Jednakże od przypominania, ma mnie. Bo mężczyzna najlepiej wszystko widzi, gdy kobieta powie mu, co on tam widzi.

- Kotuś, pamiętasz jak napaliłeś się na budowanie studni?- przypominam.

- No i co? Przecież mamy studnie - stwierdza.

- No wiem. Ale czy pamiętasz, że zanim ją Grzesiek wykopał koparką, naściągałeś stertę, świdrów ręcznych, przedłużek, podkładek, nasadek i Bóg wie czego, próbując wykopać studnię ręcznie? - pytam.

- No i co z tego?- odpowiada pytaniem, na pytanie.

- A to z tego, że pamiętam bardzo dobrze, ile nerwów to kopanie cię kosztowało. I że ciągle miałeś nadzieję, iż się przekopiesz przez glinę, to tryśnie źródełko? A przecież mówiłam ci, że trzeba kopać tam gdzie rośnie czeremcha, bo dwadzieścia lat temu, była tam studnia, zanim ją zasypałeś. 

- Tamto miejsce nie było odpowiednie - stwierdził.

- Może i nie było, ale kopie się tam, gdzie woda jest, a nie gdzie ci pasuje. Teraz mamy studnię sto pięćdziesiąt metrów od warzywnika i musimy używać dwóch pomp, by doprowadzić ją do zbiornika. A jest w niej woda tylko dlatego, że to najniższy punkt terenu i napełnia się po deszczu.

- Ale jest - kończy dyskusję.

Odpuszczam sobie przypominanie, ile kosztowały narzędzia do ręcznego kopania, koparka, betonowe kręgi oraz pompy. 

A teraz zabrał się za altanę. Nakupił narzędzi. Nawet nie potrafię napisać jakich. Większość w sklepie, ale po cośtamcośtam jeździł, aż dwieście kilosów. 

Jestem pewna, że gotowa altana kosztowała by o wiele mniej, jednakże nie tracę nadziei, że tym razem odniesie spektakularny sukces, wszak  zwycięzców się nie osądza.











 

piątek, 8 listopada 2024

Nocna mumia w oleju. Demencja nadciąga.

Kolejne urodziny przeleciały mi przed oczami jak sen złoty. Uściski, czekoladki i kwiaty od syna, od synowej śliczny hand made z kotkami ułożonymi z kamyków, na którego wykonanie co prawda naprowadziłam sama, ale doceniam, że się postarała. Życzenia od Reniaczka, życzenia od Małża ( syn przypomniał ojcu ) oraz ponad godzinna rozmowa telefoniczna z odwiecznym adoratorem, zamknęły kolejny rok mego życia. Jak wielki progres przeszłam do tego czasu, wiem tylko ja sama. I bardzo mi się podoba taka zmiana. Oby tak dalej. 

Niestety, tuż po urodzinach spierdzieliłam się z drabinki, malując cegiełki w kuchni. Przydzwoniłam głową w blat kuchenny pomimo tego, iż asekurowałam się prawą ręką. Małż był obecny podczas owego wywrotu, dlatego było komu zawieść mnie na SOR. Cztery godziny spędziliśmy czekając na opis rezonansu głowy i prześwietlenie ręki. Ale jak wiadomo, szczęście nigdy mnie nie opuszcza, wróciłam do domu w łusce z gipsu do łokcia, który sama zdjęłam po trzech dniach, dowiedziawszy się, jaka jest kolejka do ortopedy. Pozostały mi samodzielne okłady z oleju rycynowego. Cóż. Wierzę, że pomaga, wszak nie od dziś wiadomo... wiara czyni cuda. Wobec powyższego wieczorem zamieniam się w początkującą mumię. Poza prawym nadgarstkiem owijam bandażem elastycznym stopę lewą... uraz dwuletni, kolano ... uraz kilkuletni, a także haluksa bez urazowego. Tak obandażowana toczę się do alkowy. Czad. 

Za to za dnia....

Dajmy na to, przytrafiła mi się bardzo budująca historia na cmentarzu. Sprzątając groby moich bliskich, wraz z Małżem, otrzymałam taki komplement, że do końca dni moich będę go  wspominać. Starsza siostra mojej koleżanki z klasy, która przyjechała do niej w odwiedziny ze USA, pomyliła mnie z dwudziestopięcioletnią dziewczyną. Małż podsumował, że pomyłka wynikła ze słabego wzroku owej kobiety. Może i tak było, ale fakt pozostaje faktem. Dopóki nie dopadnie mnie demencja, będę wspominać ową pomyłkę z nostalgią. Noooooo.

A propos demencji...

Rozmowa z Małżem.

-Kotuś, czy brałeś ten zestaw do malowania, który leżał przy drzwiach? 

-Nie, nie brałem- odpowiada nie odrywając oczu od telewizora.

- Szlak.... gdzie go wpierdzieliłam pojęcia nie mam. - mruczę pod nosem opuszczając salon.

Pół godziny po przeczesaniu całej chawiry wracam do salonu, po czym tchnięta złym przeczuciem dopytuję.

 - Na pewno nie brałeś tej niebieskiej kuwetki z wałeczkami ?

Patrzy na mnie, jakby się dopiero obudził....

-Aaaaaaaa to niebieskie zafoliowane pudełko?

- Tak, właśnie tamto! Przecież rano wspominałam, że kupiłam ten zestaw specjalnie po to, aby skończyć malowanie (które skończyłam tak niespodziewanie)- tłumaczę najspokojniej jak potrafię, choć powieka już mi lata.

 - Noooooo... wziąłem, bo miałem  pomalować ściankę przy drzwiach. Potem wyniosłem na podwórko i namoczyłem w wiaderku. 

Widząc moją minę szybko dodaje. 

-Dobra... o co tyle rabanu... już...już idę.... umyję.

Patrzę na niego z niedowierzaniem i osuwam się na fotel, gdyż z bezsilności nogi pode mną się uginają i tchu brakuje.

 - No przecież pytałam , czy ją wziąłeś ?.  - jęczę w kierunku pustej kanapy, wydobywając  resztkę powietrza zgromadzonego w płucach.

Kurtyna. 

niedziela, 9 czerwca 2024

Kolejne narodziny zobowiązują do zmian. Spostrzegawczość Małża leży i kwiczy.

Od czego mam dziś zacząć? Bo tyle się dzieje, że nie ogarniam.

Ostatnio, dajmy na to, zapomniałam o urodzinach mojej JEDYNEJ przyjaciółki. Spóźniłam się, nie dzień czy dwa, lecz trzydzieści dni. Wysmarowałam więc obszerny wiersz, pisany co prawda częstochowskimi rymami, aczkolwiek płynącymi prosto z głębin mojego zawstydzonego jestestwa. Ponieważ Reniaczek jest wielkoduszny, więc zostało mi wybaczone. Ba! Dostałam nawet pochwałę mojej twórczości i zapewnienie, że warto było czekać miesiąc cały, żeby przeczytać takie życzenia. 

Odetchnęłam.

Ostatnio również narodził się  mój Trzeci wnuczek. Czyli, jak to się mówi u nas na Podlasiu, zostałam po raz trzeci żoną dziadka. Czwarta żona za pasem, bo w drodze kolejny chłopczyk. Oczywiście czuje się babcią pełną gębą, doceniam powagę, aczkolwiek w ogóle się nie stosuję.

 Małż mój, jak narodził się Drugi wnuk, zgolił sobie wąsy, które " nosił" od bardzo wczesnej młodości. Zgolił TERAZ... gdy właśnie wąsy zaczęły być na topie. Podobno dlatego, aby się odmłodzić. Fakt. Włosy na głowie ma tylko szpakowate, ale wąsy były zupełnie siwe.

 Decyzji tej nie skonsultował ze mną.

 Tak było po raz drugi. 

Za pierwszym razem, kiedy pozbył się dość niespodziewanie owego wąsa, nie mogłam powstrzymać  śmiechu. Wyglądał dokładnie jak jego ojciec. Kiedy w alkowie miał ochotę na figle, to dopadała mnie taka głupawka, że nie pytajcie. Miałam wrażenie, że będę TO robić z własnym teściem. Dopiero jak mu wąsy odrosły, wróciło normalne pożycie małżeńskie. 

Teraz, gdy pojawił się bez zarostu, spytał, czy mi się podoba. Spoko. Teść nie żyje już trzy lata, więc luz. Jednakże siostry męża nie mogą się nadziwić, jak bardzo Małż jest podobny do swego ojca. 

No, genów nie wydłubiesz.

Będąc na fali zmian, zapoczątkowanej przez  kolejne narodziny wnucząt, przy Trzecim ścięłam włosy. No może raczej podcięłam. Z długości do pasa, przeszłam na długość do ramion. Dacie wiarę, że Małż NIE ZAUWAŹYŁ!!! Ciekawa jestem kiedy się zorientuje, i czy w ogóle.  

Może gdybym ścięła się na zapałkę?! Kto wie? Ale nie zamierzam sprawdzać. 

 Nie będę powyższego faktu również rozkładać na czynniki pierwsze i robić dramy. 

Szkoda nerwów. 

Co się wydarzy po narodzinach Czwartego wnuczka ? 

Sama jestem ciekawa.


    



niedziela, 3 marca 2024

Wszechświat wie lepiej.

O czym by tu dzisiaj ?

Bo to, że wczoraj od siódmej ZNÓW działałam w ogrodzie, to jakby staje się mało ciekawe. Choć z drugiej strony, jak o tym myślę, to dlaczego miałabym nie pisać o tym, czym się jaram? I tak ciągnąc dalej temat, dziś podcinałam cyprysik. Chyba z godzinę. Aż zaszło mi w pięty, więc polazłam do domu wdziać cieplejsze skarpety. Bo niby na termometrze plus 14, ale jednak ziąb z ziemi wychodzi. 

Potem pojechałam na cmentarz i ogarnęłam trzy rodzinne groby. Było tak ciepło, że zdjęłam kurtkę. Nad głową wydzierał się skowronek, zwiastun wiosny, więc pracowało się bardzo przyjemnie. 

Ech... światowe życie! Tylko sobie pogratulować. 

Dobra. Muszę wyłuskać z życia jakieś ciekawsze zdarzenie. 

Już wiem! To będzie historia o tym, jaką jestem szczęściarą w każdym calu. 

Moja przygoda z Vinted zaczęła się prawie dwa lata temu. Wspominałam o tym przecież. Kiedyś to nawet podsumowałam sumę wydaną na zakupy. No i tego. Postanowiłam, że NIGDY więcej tego nie zrobię. I jestem konsekwentna. Ciągle dotrzymuje danego sobie słowa. 

Nie powiem. Zdarzały się wpadki. A to zamówiona torba się łuszczyła. A to obcasy były poobdzierane. A to rozmiar się nie zgadzał. Ale już jestem mądrzejsza i zawsze pytam dokładniej o zamówiony towar. 

Tak też było i tym razem. Tak gdzieś w listopadzie ubiegłego roku, spodobał mi się płaszcz w kolorze ecru. Pomyślałam - Na wiosnę jak znalazł. 

Spytałam o dokładniejsze wymiary. Wszystko pasowało. Sęk w tym, iż owo okrycie sprzedawała kobieta z Rumunii, więc przesyłka była deczko droższa. Jednakże był tak śliczny i kosztował tak śmieszne pieniądze, więc zaryzykowałam. 

Paczka dotarła do mnie zaskakująco szybko. Kiedy ją otworzyłam poczułam przecudny zapach. Płaszcz był owinięty w spryskaną perfumami różową bibułkę. Gratis w postaci słodyczy, zapakowanych w torebkę z Mikołajem, był całkowitym zaskoczeniem. 

Oczywiście zdarzają się gratisy dokładane do przesyłek, ale są to pojedyncze cukierki, czy ciasteczka. 

Zostawiłam więc obszerny, bardzo pozytywny komentarz, na profilu sprzedającej, oraz nacisnęłam przycisk " obserwuj" Oznaczał on, że wszystko, co ona będzie wystawiała do sprzedaży, pojawi się u mnie na koncie w tzw. powiadomieniach. 

A mała retrospekcja.

Wspomniany zapach bibułek, które pojawiały się również w kolejnych zamawianych paczkach, spowodował u mnie konieczność natychmiastowego zakupu perfum o tej właśnie nucie zapachowej. Odwiedzałam, tak często jak tylko mogłam, perfumerię i szukałam zupełnie po omacku. Ponieważ w tym samym czasie dostałam urodzinowy kupon rabatowy w tej właśnie sieci, to miałam dodatkową zachętę do intensywniejszych poszukiwań. I kiedy już znalazłam, może nie taki sam, ale podobny zapach, kupon nagle gdzieś przepadł. 

Ambafatima... położyłam gdzieś i nima.  

Inni by się wkurwiali, a ja tylko westchnęłam z rezygnacją... - No cóż, widocznie muszę przystopować z zakupem. Wszechświat wie lepiej.

Wracam do wątku głównego.

Tuż przed Świętami  Bożego Narodzenia, dotarła do mnie kolejna zamówiona paczka. Choć zamówiłam dość lekkie sukienki, odebraną paczkę z punktu, ledwo doniosłam do auta. W środku było mnóstwo słodyczy, dodatkowe ciuchy ( jeszcze z metkami) oraz zapakowane fabrycznie kolorowe pudełko, w środku którego były tak poszukiwane przeze mnie perfumy. 

Aż łzy mi się zakręciły ze wzruszenia. 

Ceny nie było, ale sprawdziłam w necie. 

Nie pytajcie ile kosztowały, bo i tak nie uwierzycie.








 

poniedziałek, 26 lutego 2024

Hej ho, hej ho... do pracy by się szło!

 Dziś od siódmej ryłam w ogrodzie. Boszszszsz... jak mi tego brakowało. Nie patrzyłam na termometr, ale pracowałam tylko w ocieplaczu, bez czapki. W lutym ! Wygrabiałam liście z trawnika, których nie zdążyłam zagrabić jesienią. A nade mną, jak na autostradzie. Nad głową przelatywały klucze gęgających gęsi, żurawi oraz zupełnie nie zidentyfikowanych przeze mnie ptaków. Trafiły się również dwie pary łabędzi, lecące dość nisko zupełnie w przeciwnym kierunku. Chłonęłam ów harmider z wielką radością, bo lubię przedwiośnie, które zawsze napawa mnie nadzieją, iż w tym sezonie ogrodniczym poczynię wielkie rzeczy. Potem różnie z tym bywa, ale plany zawsze mam ambitne.

Zapowiedziałam Małżowi, by załatwił zwyżkę. Trzeba podciąć nadmiernie rozrastające się brzozy, zanim soki ruszą. Mam zamiar z podciętych gałązek upleść wianki. Przez lato wyschną, a na zimę będzie jak znalazł do stroików świątecznych.

Natomiast On, oznajmił, że musi podciąć " różne INNE drzewa" Sie pytam - Jakie? Dość enigmatycznie odpowiedział - "Zobaczysz "

-Jasssssssnnnnnneeeee! W życiu!!!

Musicie wiedzieć, że osobiście walczę o każdą podcinaną roślinę jak o niepodległość. Jeśli, według mnie ( czyt. ostateczna decyzja zawsze należy TYLKO do mnie) nie trzeba nic ścinać, to sie nie ścina. NO!

Syn, który mieszka z nami, najchętniej powycinał by wszystko, zasadził trawą, i puścił kozy, żeby nie trzeba było owej trawy kosić. Bo grunt to się nie napracować. 

Jednakże dziś mamusia, czyli ja, zapowiedziała, że jutro sprzątamy caaaaaały chodnik ( z pięćdziesiąt metrów) oraz rynsztok ( drugie tyle) , bo po zimie na kostce piachu po kolana i nie wygląda to najlepiej. Nie okazał zbytniej radości, co mnie zupełnie nie obeszło. Fajnie jest mieszkać w domku z ogródkiem, nie płacąc za wynajem, lecz dbać o obejście, to już mniej fajnie. 

Ale to się zmieni. Tak gdzieś grubo po trzydziestce. 

Wiem po sobie  .



niedziela, 18 lutego 2024

Cuda na miarę potrzeb.

 W połowie tygodnia wróciłam z podróży do córki. Przebywałam u nich ponad tydzień. Mój wyjazd dotyczył głównie zębów. Tak to jest. Człowiek żyje w błogiej nieświadomości, że skoro zęby nie bolą... wszak się o nie dba, myje, nitkuje, olej żuje... to wszystko z nimi ok. Ale tak nie jest w przypadku, gdy w rodzinie ma się dwóch stomatologów, nastawionych ( z powodu zboczenia zawodowego ) na obserwację uzębienia w rodzinie bliższej, a także dalszej. 

Otóż mój jedyny zięć i jego żona, zdecydowali, iż trza poprawić, w sensie wyrównać, moje przednie uzębienie. Po takiej propozycji polazłam do lustra i dalej wpatrywać się w mankamenty moich jedynek i dwójek. Hymm. Nie były takie najgorsze. Kolejni dentyści, którzy je leczyli, naprawdę się postarali. Niby były jakieś tam niedociągnięcia, ale zdążyłam się do nich przyzwyczaić. Jednakże jestem bardzo podatna na sugestie, więc zaufałam rodzinnym fachowcom. Miałam tylko jeden warunek. Nie mogą być takie białe, jak u Zenka Martyniuka, którego zobaczyłam kiedyś w tivi. Widok jego nowego garnituru zębowego spowodował u mnie symultaniczne podniesienie brewek do granicy włosów, oraz długie ich nie opadanie.

Pomiędzy kolejnymi wizytami w gabinecie u zięcia, zajmowałam się wnuczętami. Szczególnie młodszym, który miał dopiero dwa miesiące. Starszy, ponad dwuletni braciszek, przebywał przeważnie w żłobku.

 O narodzinach młodszego dowiedziałam się wychodząc wieczorem z pracy. Byłam tak podekscytowana tym faktem, że cofając z parkingu, poczułam, iż w coś wjechałam. To "coś" to było ciemne auto, które pojawiło się nagle i którego w ogóle nie widziałam, w zamarzniętej tylnej szybie. 

Zdenerwowany młodzian, który jak się dowiedziałam, przyjechał autem teścia do pobliskiego sklepu, wysłuchiwał moich tłumaczeń, podczas szczegółowych oględzin pukniętego zderzaka. Musiałam wyglądać również na pukniętą, bo dzieliłam się z nim swoją radością z narodzin wnuka, chwaliłam się zdjęciem nowonarodzonego, zupełnie nie przejmując się tym, co właśnie się stało. I oto stał się cud, bo  pożyczone auto nie miało żadnych otarć i wgnieceń. Swojego nie sprawdziłam do dziś. Jednak wymieniliśmy się nr. telefonów, w razie, gdyby jednak właściciel pojazdu doszukał się jakiegoś uszczerbku. Nie doszukał. 

Zapamiętać! 

Nie wsiadać za kierownicę, kiedy dotrze do mnie TAKA wiadomość! 

A dotrze na pewno w najbliższym czasie jeszcze DWA razy. 

Cóż. Rodzinka się rozrasta. 

P.S

Dzisiejsza stomatologia i protetyka potrafią czynić istne cuda.

Zaiste.



środa, 31 stycznia 2024

Na rozdrożu. Tyle i w tyle.

 Wreszcie się doczekałam. Po blisko 34 latach w stadle małżeńskim, Małż przyniósł mi śniadanie do łóżka. Co prawda nie zaserwował mi jajeczka na miękko w kieliszku, z odkrojonym czubeczkiem. Ani ciepłej grzanki z masełkiem w towarzystwie talerzyka z konfiturą truskawkową. Albo croissanta ogrzanego w piecyku z kakałkiem i pianką. No ludzie. Tak to tylko w filmach. Chyba?

 Małż zdobył się na zrobienie kanapek z dwóch nieco zeschniętych bułek krajzerek i szynki ukrojonej jak dla siebie... znaczy grubo. Nie poskąpił również pomidora, którym pookładał owe kanapki. Do tego herbatka. No. Czyż życie nie jest piękne? 

Pewnikiem nie jeden zada sobie pytanie, cóż takiego musiało się stać, że zdobył się na taki wysiłek? No cóż. Chciałabym opowiedzieć o tym krótko, ale się nie da. Zaręczam. 

Zaczęło się od tego, że mój weekendowy imprezowicz przekroczył mój rubikon cierpliwości. Nie było więc odwrotu, znaczy klamka zapadła.....

.....................................................................................................................................................

No i tu pojawia się czarna dziura. Bo powyższy wpis był poczyniony i skończony tak nagle 08.01.2023. HA! Czyli ponad rok temu. A dziś już nie pamiętam, co Małż narozrabiał. Hymmm. Może to i dobrze, bo w morzu jego wyskoków, akurat TEN, utonął bezpowrotnie.

 I tu pojawiają się  egzystencjalne pytania... - Czy aby warto pisać o takich problemach?- Nie lepiej zapomnieć ?- Nie pielęgnować w sobie złości, wracając do nich w powyższych zapiskach?

Kurde no! Pomyślę o tym jutro.

Dziś kolejna rocznica za mną. TRZYDZIESTA PIĄTA!!!. Akurat Połówka była za granicą, więc usłyszałam tylko ... - No to wszystkiego najlepszego... i dzięki za to, że ze mną tyle wytrzymałaś. 

I to by było na tyle.


Ostatnio na tapecie

Złotousty z ludu. Kijem muru nie przebijesz.

tu grzeliście ławę najczęściej

Etykiety

sanatorium problemy wycieczka budowa podróż praca zabawa kolega morze mąż wyjazd Małż auto blog dylematy ksiądz pamięć przygoda rehabilitacja tańce wesele wizyta zaskoczenie życzenia Konstancja argumenty blondynki cud dom fachowcy imieniny integracja koleżanka kłótnia majster narodziny ogród początek powrót pragnienie propozycja rocznica rodzina siostry spostrzegawczość sprzątanie syn urodziny urzędnik wnuczęta zakupy zguba święta święto żona Nowy Rok Nowy Rok plan przygoda ogień apel awaria wycieczka morze koncert auto awaria holowanie sąsiad auto zakup akademia babcia autobus awaria bal bank bociek bunt cel choroba cmentarz dach demencja deszcz działanie egoista film folklor goście gra gwara góra głos higiena historia informacja. irytacja życie rodzinne spokój jazda kazanie kelnerka kierat kieszonka klucze kobieta kolacja walentynki koledzy koleżanki kolęda komplement komórka kolega podejrzenia kwiaty lód marzenia masaż matka metoda miłość mądrość ludowa mężczyzna nerwy niespodzianka nowe miejsce nowy sprzęt odchudzanie święto zaskoczenie mąż odcinki odwyk uzależnienie słodycze ognisko pieszczoty plaża podarki pogoda operator sms córka poród Anioł pomoc pomyłka porada porządek sukienka pułapka ratunek postanowienie powiedzenia pozytywne postrzeganie świata pośpiech prezent prośby przebranie przedwiośnie przemyślenia przeprosiny przyjazd pytania radość relacja remont rocznica śnieg zaskoczenie tajemnica proboszcz rozmowy rozterki rubikon rysa sanatorium koleżanki sanatorium masażysta pogoda fajfy flirt schemat siostry rodzina relaks blokada spełnienie spowiedź strata sylwester synowie szał szczęście szwagierka słońce pole truskawki pielenie opalanie. tatuś teleporada zdrowie lekarz zdumienie cud teściowa śmierć rocznica torebka troska tęsknota uraz. wesele goście suknia zabawa wróżba wspomnienia wspomnienia sylwester święta wycieczka morze szaleństwo wyjaśnienie wyobraźnia zakochani zakupy ekologia wesele zdjęcia zdrowie zima zmiany znajomy zęby złość bezradność zdumienie ściana śmieci śniadanie święta prezenty zaskoczenie radość święta wypieki foremki wzrok komórka zaskoczenie