Choć nigdy wcześniej tego nie robiłam, pora podsumować ostatni rok. Koniec stycznia, śmierć teściowej. Połowa lutego, teść zachorował na covid. Koniec marca, śmierć teścia. Kwiecień, wizyta nasza u córki i jej trzydzieste urodziny. Maj, narodziny wnuczka. Czerwiec, koniec ponad pięcioletniego stażu( jak podsumował moją pracę, mój młodszy syn) Lipiec, pierwsza wizyta wnusia u babci na Podlasiu. Sierpień, wycieczka z Reniaczkiem do Władka. Wrzesień, podjęcie nowej pracy. Październik, moje urodziny i zdublowany prezent . Listopad chrzest wnuczka. Grudzień.... noooo... grudzień zasługuje na nieco szerszy opis.
Na początku grudnia, jak już wspominałam wcześniej, Strzała została uziemiona. Mechanik miał niemałe problemy ze znalezieniem zepsutej części. A tu do pracy trzeba jeździć, nie ma zmiłuj. Postanowiliśmy z Małżem, iż pora na zakup kolejnego auta, a Strzała niestety zostanie przeznaczona na żyletki.
W piątek zaczęłam zagłębiać się w odmętach Internetu. Pytałam - Czy ktoś widział moje autko?Hęęę? W dzisiejszych czasach moje wymagania zamykały się w trzech pozycjach... ładne... sprawne.. i MUSI mało palić. Może być ewentualnie Leksus ( żart taki )
Na drugi dzień wieczorem, na naszym podwórku stał Francuz. Ponieważ sprzedający mieszkał dwadzieścia kilometrów od nas, zapakowaliśmy kasę, znajomego mechanika i pojechaliśmy. Udało się wynegocjować dobra cenę. To akurat zasługa młodego znawcy, który prześwietlił auto na wskroś. Zadowoleni wracaliśmy do domu z prędkością światła.... taaaaaa... w marzeniach. Prędkość maksymalna... dwadzieścia na godz. Chodzi o to, że było takie jajo na drodze, iż widzieliśmy swoje odbicie na tafli asfaltu.
Małż nie mógł jechać, bo ... taaaaaadaaaammmm...wypił browara. Zmełłam tylko siarczyste przeklęcia w mych różanych usteczkach i odpaliłam nabytek. Nie będę ściemniać, że było łatwo. Siedząc po raz pierwszy, za sterami owego pojazdu, byłam spięta jak plandeka (do dziś jeszcze nie udało mi się ogarnąć wszystkich guziczków i przycisków)
Po szczęśliwym dotarciu do domu, nastąpiła część artystyczna, w postaci opicia zakupu francuskiego auta, zupełnie nie francuskim trunkiem, w kwestii tego...- Aby się nie rozeschło!
Patrząc na to z perspektywy czasu wiem, że popełniliśmy błąd. Trzeba było zmienić tytuł imprezy na...- Aby nikt w niego nie wjechał !
Dziesiątego dnia, tuż po odebraniu tymczasowego dowodu rejestracyjnego, dupnęła w moje, prawidłowo zaparkowane auto, dziewczyna. Przerysowała bok, wgięła drzwi i zatrzymała się nieopodal. Jednak muszę przyznać, iż zachowała się prawidłowo, bo zostawiła namiary na siebie za wycieraczką.
Ale, że ja to mam zawsze szczęście, to za otrzymane od ubezpieczyciela pieniądze, zrobiłam rozrząd i jeszcze mi zostało na nowe drzwi i malowanie.
Co prawda Strzała została naprawiona i ciągle jeszcze będzie okupywać nasze podwórko jako auto zastępcze. Jednakże nie wróciłam do sportowej, naprawionej staruszki. Pomykam młodszym Francuzem. Łatwiej z niego wsiąść i wysiąść, a to przecież ważne, gdy jest się już stateczną babcią ośmiomiesięcznego wnuczka.
Aha. Wczoraj byłam na akademii ku czci babci i dziadka. Dziadek się wyautował. Dacie wiarę, iż byłam najmłodszą z obecnych babć. Mam pewność, gdyż wszystkich obecnych znałam. Boszszsz... jaka ja byłam dumna.
No w życiu bym nie pomyślała, że bycie babcią da mi tyle radości.
Oh...jeach!!
Podsumowanie wspaniałe. Zwłaszcza grudzień. Wiadomo, co i jak. Uściski
OdpowiedzUsuńA najmłodsza z babć, to powód do dumy.
Luciu, jasne że powód do dumy... przynajmniej ja tak mam. Ściskam :*
UsuńNo ba, mój wprawdzie dopiero dwumiesięczny, ale duma wielka!
OdpowiedzUsuńZakochałaś się we Francuzie, więc niech bezkolizyjnie jeździ, koty za płoty!
Jotka, gratuluję :)
Usuń