Ufffff. Wreszcie odetchnęłam. Udało się skopiować wszystkie wpisy. Ta sama czynność powtórzona 233 razy... ojezuskubrodaty... myślałam, że nie dociągnę do końca. W sumie ucieszyło mnie, że ostatnie dwa lata zamieszczałam mało wpisów. Z drugiej strony, tyle nie spisanych wspomnień. Ech. Jestem rozdarta.
Aaaaa. Jeszcze muszę napisać o tym, o czym myślałam wykonując te monotonne czynności. Bo niby piszę ku pamięci. Ale czyjej? Czy tylko swojej? Hymmm? I oto dotarło do mnie, że jednak podświadomie chciałabym, by kiedyś ( dobra, po moim zejściu ) moje dzieci mogły przeczytać owe zapiski. Może dojrzą całkiem nowe oblicze swojej matki? Kto wie, czy zapalając świeczkę na moim grobie, nie uśmiechną się i powiedzą do swoich dzieci, że z babci to była niezła jajcara. Ale pikczers. Co nie.
A teraz z innej mańki.
Dziś po raz pierwszy byłam na rehabilitacji. Przybyłam godzinę wcześniej, taka byłam przebiegła, bo a nóż by się udało zaliczyć zabiegi szybciej. Sie nie udało. Wszystko szło taśmowo. Jak w fabryce. Co do pół minuty. Obsługa wykonywała czynności bez entuzjazmu. Jak maszyny. Jednakże kiedy spytałam, ile stopni ma to coś, co się wydobywa z dyszy i chłodzi moje kolano, to " maszyna" pojęcia nie miała.
Zanim zamrożono mi kolano, wpierw porażono je prądem. Tak w ogóle to się zdziwiłam, że właśnie będę miała zabiegi na kończynę. Co prawda trzeszczą mi kolana, ba!, miałam nawet zrobiony rezonans. Opis powalił mnie na kolana... dobra.. łopatki. Tak zjechane stawy chyba tylko siłą rozpędu, trzymają mnie w pionie. I pewnie lekarz kierujący, na moje życzenie, przepisał mi te zabiegi. Taaaa. To by miało sens. Jednakże zupełnie nie pamiętam, o czym z nim dyskutowałam. Ba! Nie pamiętam nawet, czy to był facet, czy facetka. Nie zapisałam na blogu, to pojęcia nie mam.
Najprzyjemniejszym zabiegiem było coś ... w cholerę zapomniałam jak to coś się nazywało... co polegało na przesuwaniu czymś, po moim dolnym odcinku pleców, które zostały wpierw nażelowane. O mało nie zasnęłam, choć zabieg trwał osiem minut.
A potem trafiłam do gabinetu prawdziwej, jak mniemam, rehabilitantki. To co przeżyłam u niej na łóżku, to był hardkor. PÓŁ godziny masowała dolne rejony kręgosłupa. W pewnym momencie pomyślałam, że chodzi po mnie w szpilkach. Ale nie, dostrzegłam jej stopy przyodziane w adidasy, co wcale mnie nie uspokoiło, bo ciągle czułam wbijanie obcasów. Nie powiem, pytała czy boli, ale byłam dzielna i nie dałam po sobie poznać.
Przetrzymam jakiem Acomi ( jednak wolałam Consek)
Teoretycznie , dawniej do 15 min. masowało się osobne odcinki/części ciała. Być może właśnie dlatego, żeby nie było takiej reakcji jak opisujesz . Ale wiele się zmieniło i być może obecnie są inne zalecenia? W każdym razie lepiej mówić o odczuciach, bo można przedobrzyć (na własne życzenie). :)
OdpowiedzUsuńkatasta227( w temacie)
Witaj Katasta :) dziś powiedziałam, bo bolało bardziej niż wczoraj.
UsuńMoje kolana też niestety powinnam chyba wymienić. Na razie chodzę. Ale jak długo. Się okaże. Rehabilituj się dzielnie. Podobno, to dla naszego dobra. Uściski
OdpowiedzUsuńLuciu, grunt to się nie rozczulać nad sobą :) Pozdro :*
UsuńAle fajnie, tez bym chciała takie zabiegi!
OdpowiedzUsuńCzy wystarczy skierowanie od rodzinnego czy od specjalisty?
Osobiście miałam skierowanie od neurologa, więc pojęcia nie mam.
Usuń