W pewnym wieku zaczynamy gorzej widzieć, słyszeć, a nawet ze zrozumieniem słowa czytanego mamy niejakie problemy. No. I jak tak patrzę na swego Małża, to właśnie przekroczył ów rubikon. Żeby nie było, ja również bezwiednie się do niego zbliżam.Przykład? Bardzo proszszsz.... Jeszcze ciepła świeżynka z ostatniej soboty.
Wysyłam Małża do sklepu. Pomna wcześniejszych problemów z zapamiętaniem przez niego CZTERECH rzeczy, które onegdaj miał kupić w sklepie ( pisałam o tym, a jakże ) sporządziłam listę zakupów. Lista nie była zbyt długa. Obejmowała tylko pięć pozycji. Jednak o jedn@ więcej niż wspomniałam powyżej, więc wolałam nie ryzykować. Drukowanymi literami napisałam. Ale coś mnie tknęło, bo może nie rozczyta? Wobec tego czytam na głos...
KAWA 1
MLECZKO DO KAWY 2
CYTRYNA 1
LIMONKA 1
CUKIER 1 kg
Patrzy na mnie wzrokiem tęskniącym za rozumem.
- Jaka monka?
No i tu ja na niego spojrzałam wzrokiem "wtf " Ale zaraz skojarzyłam, iż mogłam nie dosłyszeć pierwszej sylaby ... rubikon o krok... nie ma zmiłuj.
Tłumaczę więc jak krowie przy rowie.
- Cytryna jest żółta, a limonka zielona.
Obserwuję z niepokojem, że wzrok Małża ciągle w pogoni za rozumem.
- To jest zielona monka?
Tym razem to miałam szczęście i kulki się szybko połączyły. -Ha! On po prostu nie wie, że istnieje taki owoc jak limonka. Nie no luz. Nie spożywa, to nie wie.Ale ... tyle lat żyje, więc.... nie no....dziwne.
No tak. Mogłam roześmiać się perliście... ale przecież nie jestem taka. No co wy? A ja po prostu potrzebowałam jej, by zrobić lukier do bułeczek, które upiekłam na stypę po teściu. No tak. Umarł 56 dni po śmierci teściowej. A co? Nie pisałam? Co za niedopatrzenie. W sumie źle się nie mówi o umarłych, więc nie chciałam szargać jego pamięci. Dobra. Wróćmy do klu.
Wytłumaczyłam. Załapał. Nakładał już buty, gdy przypomniałam sobie, że oto nadchodzi niedziela palmowa, a my nie mamy palmy.Tłumaczę, by kupił palmę tylko tak@ nie za duż@. Najlepiej średni@. W tak zwanym międzyczasie lecę po długopis i dopisuję do listy pozycję, żeby nie było...
PALMA 1
Po powrocie przejmuję reklamówkę w wiatrołapie.
- Wszystko kupiłeś?
- Tak.
- A palmę kupiłeś?- pytam zaglądając w głąb torby.
- No przecież mówię, że kupiłem WSZYSTKO ! - woła zniecierpliwiony akcentując ostatnie słowo.
No dobra, dobra. Uwierzyłam.Niestety. Palmy w reklamówce nie dostrzegam. - Może zostawił w aucie? Ale przecież nie będę pytać, bo powie, że się czepiam.
Rozpakowuje zakupy i zdziwiona wyciągam kostkę margaryny... PALMY!
Kupił? No kupił.
Kurtyna.
Tak myślałam, że tę właśnie palmę kupił:-)
OdpowiedzUsuńMój ostatnio zadaje pytanie, ale nie słucha odpowiedzi, po czym po 3 razy pyta o to samo...może to taka zabawa?
Jotka :) :) :)Jak tak dalej pójdzie, to będziemy potrzebować prócz zdrowia,morza cierpliwości ;)
UsuńHahahahhaha, ale się uśmiałam. W moim domu wygląda to tak samo, więc mój mąż zapewne kupiłby taką samą PALMĘ ;)
OdpowiedzUsuńNo popatrz,jest takich więcej :D
OdpowiedzUsuńJak mogłam ten wpis przegapić. Palma jest palma. Prawda? Uściski
OdpowiedzUsuńLuciu, tylko poświęcić margarynę jakoś tak nie wypada :D
Usuń