Smycz mi się zepsuła. Jeszcze wieczorem działała normalnie, a rano zgłupiała dokumentnie. Kiedy chciałam odblokować, zaczęła sama wybierać pin... i jakieś numery... może na Kajmany ?...chu..r to wie... i przeliczała pierwiastki... i data przeskoczyła na pierwszego stycznia.. i godzina... i tapeta. Moje brewki symultanicznie uniosły się ze zdziwieniem. Niemo patrzyłam na to, co się dzieje z moją komórka.
Jednak wyjątkowo szybko kulki się połączyły i postanowiłam wyciągnąć baterie, Ale gdzie tam... przecież nie da się do szmaciary dostać. Kiedy zauważyłam, iż pozostała mi tylko JEDNA szansa na wprowadzenie poprawnego pinu, wyciągnęłam kartę sim i wypiłam szklankę wody. Dokłanie. WODY. Potem pooddychałam do torebki i poszłam do sąsiada, by przedzwonił do Małża, bo przecież zaraz będzie próbował się ze mną połączyć, a tu dupajasiunapodlasiu... żona od rana niedostępna. A dlaczego? Kto to wie. I Małż by się zastanawiał... i denerwował...czy żyję?... czy wszystko okej?... albo tylko wkurwiał ?... taaaaa... ta ostatnia wersja jest najbardziej prawdopodobna.
Uczynny sąsiad zadzwonił, wyjaśnił koledze osocho i poczęstował mnie kawa. ( informuję, iż moja klawiatura nie raczy wyklikać literki a z ogonkiem... jak nie ma w podkreśleniu takiego słowa, to niestety nie mogę zmienić... to tak na przyszłość wyjaśniam mimochodem) Dobra. Jedziemy dalej.
Po powrocie do domu... wcale nie takim szybkim... Ha!..bo przecież nikt mnie nie skontroluje, smyczy brak .. popadłam w zadumę.
Ale o tym, do jakich wniosków owa zaduma mnie doprowadziła, to następnym razem.
Jak dobrze mieć sąsiada". W moim przypadku za to lepiej jak go nie było. I jak to się skończyło czekam na wieści. Uściski
OdpowiedzUsuń