No to przyznam szczerze, w te Święta wyciągnęłam nogi. W sensie miałam na wszystko czas. A jaki jest sposób na to? Prosty. Zorganizować wigilię tydzień przed właściwą.
Nieeeeeniiiiiieeenie. Nie wpadłam na to z powodu pandemii, bo już dwa lata temu tak zrobiliśmy. Wszystko z racji tego, iż moje dzieci świętują raz u nas, a raz u rodziców ich połówek. Jeśli pomyślicie, że ominęła mnie cała ta nerwówka, to się grubo mylicie. Ot, po prostu denerwowałam się wcześniej, niż cała reszta polaków. Ale za to potem.... pffffff... spokojne, długie ruchy. Ze współczuciem patrzyłam na innych, tłoczących się w kolejkach, bo przecież resztki potraw, całkiem spore, wypełniały przestrzeń w mojej lodówce.
Na właściwą wigilię udaliśmy się z Małżem do jego rodziców. U nich kolację przygotowywała siostra Małża, która się nimi opiekuje. Zapakowałam to, co miałam zapakować i heja do teściów. Aha. Przygotowałam im prezenty, których się w ogóle nie spodziewali, bo nawet choinka nie była ubrana. Jakoś tak smutno było bez drzewka. Dobrze, że włożyłam na głowę opaskę, taki świąteczny fascynator, z dyndającymi choineczkami. Ale,ale. Pamiętacie ta aferę z fascynatorami z wesela mojej córki? Co to Małż tak się sfoszył, że zabronił mi nosić owa ozdobę? A gdy nie posłuchałam, to nie odzywał się do mnie przez pół wesela? Otóż na wigilii u swoich rodziców, dumnie nosił na swej głowie rogi łosia, czym wprawił swego wiekowego ojca (90 lat) w atak śmiechu. Co prawda owe rogi zabrałam z domu, bo miałam zamiar ukoronować nimi siostrę Małża, ale nie zdążyłam. A mówią, że to kobiety są nieprzewidywalne.
Myślałam, że prezenty dostaną po kolacji, tak jak u nas. Ale gdzie tam. Małż rozdał je pomiędzy jednym kęsem pieczonego karpia, a drugim. Jak dziecko normalnie.
Podczas wspólnej wigilii w naszym domu, ciągle pyta , kiedy rozpakujemy prezenty.
- Kiedy wszyscy spróbują wszystkich potraw!- pada gromadna odpowiedź. I tak co roku. Tradycyjnie.
To on pierwszy zawsze dostaje prezent. W tym roku dostał wielkie pudło, więc musiał zaśpiewać dużo zwrotek wybranej kolędy. A w pudle była rózga. Serio. Jednak się nie sfochał, bo wiedział, że dostanie także nowy telefon. Bo przecież ja dostałam na urodziny, więc on nie może być gorszy. No.
Natomiast ja dostałam to, co chciałam. Akcesoria do pielęgnacji.... ogrodu. Czad.
Nie ma to, jak przemyślany prezent.
Wiosno! Przybywaj!
No tak... było miło, na szczęście już się skończyło. Przynajmniej w połowie. Za moment wrócimy do normalności.
OdpowiedzUsuńDo Siego Roku Kochana. Obyśmy sobie życzyły co najmniej tak dobrego roku jak ten który nadejdzie. Uściski
Luciu, Dosiego i Tobie. Obyśmy nigdy nie zatęsknili do minionego roku, i nie tracili wiary w lepszą przyszłość :*
UsuńTo czeka nas opis twoich zabaw z akcesoriami:-)
OdpowiedzUsuńPomysł na święta niby dobry, ale w sumie nerwówka podwójna.
Pamiętam podwójne wigilie u rodziców i teściów, aż w końcu zbuntowałam się, mamy wszak jeden żołądek!
Spełnienia marzeń wszelkich:-)
Jotka,no właśnie nerwówka jedna, i wydaje mi się, iż mniejsza :) Z tymi marzeniami to u mnie raczej może być różnie :D wobec tego niech się spełni@ te, które nerwów mi nie napsuj@ :D Dosiego Roku :*
OdpowiedzUsuń