Taaaaaaa. Spokój to ja miałam przed rozbudową domu.
Teraz jak patrzę, na te wybebeszone trzewia mojej hacjendy, to chce mi się gryźć i kopać.
Kiedyś było tak pięknie... czysto... pachnąco. W nocy, o północy, mogłam znaleźć wszystko, czego potrzebowałam. Ech...Noooo. Tęsknię do ładu i porządku.
Doprawdy, jestem za stara na takie remontowe rewolucje.
Słuchajcie.Telewizja kłamie. Remont w trzy dni... TAK SIĘ NIE DA!!!
Wiecie co, złapałam się na tym, że jak zajdę do kogoś, u kogo nie ma remontu, to nie mam ochoty wracać do domu.
Pył mam wszędzie. Nawet w zamkniętych pomieszczeniach. Najgorsze jest to, że końca nie widać. Już, już była jakaś nadzieja, ale gdzie tam... na płytki trzeba czekać CZTERY tygodnie.
Jednakże zaświeciło światełko w tunelu, gdyż zadzwonili ze sklepu po dwóch. Pędem pojechaliśmy po odbiór. Już oczami wyobraźni widziałam, jak pięknie są ułożone. W cegiełkę. Ale gdzie tam. Majster mnie sprowadził na ziemię, bo oznajmił, że do takiego wzoru potrzebne są połówki. Niestety takowych nie zamówiłam.Trudno. Najwyższy czas nauczyć się iść na ustępstwa.
Położenie glazury nie trwało długo. Już chciałam powrócić na kuchenne łono, co prawda ze starymi szafkami ( jak na razie), ale okazało się, iż trzeba dołożyć jeszcze jeden rząd, bo nowe szafki będą za wysokie. Póki co nadal pozostaje bez kuchennego ciągu roboczego. Mówię wam, kto ma taki ciąg, to niech go docenia. Serio.
A wczoraj wieczorem wpadłam w totalny dół. Wobec tego pierdolnęłam torebką z pieprzem ziarnistym, i poszłam na tivi. A wcale nie było tak późno, więc mogłam np. wiśnie pogotować, czy cuś. A wszystko przez to, że nie odnalazłam nitki do szycia. Gruz, gruzem, ale czasami trzeba coś przyszyć, więc wiadomo. A tu nichuchu... ambafatima... nie ma. A wiem, że kupiłam. Wobec tego z impetem odstawiłam maszynę do szycia, która się natentychmiast przewróciła, zawartość się rozsypała, szpuleczki potoczyły, a rączka połamała. Miałam ochotę płakać z bezsilności, ale zmiołłam w ustach soczystą wiąchę i pozbierałam bębenki. Bo wszelki bałagan remontowy, to ja jestem w stanie znieść, ale jeśli czegoś nie mogę znaleźć, to momentalnie powieka mi lata.
Dobrze, że mogę odstresować się przy pracy w ogrodzie.
A tam się dzieje... Ohoho!
W ubiegłym roku kładliśmy dywanik z trawy, w tym
roku muszę go wykopywać i przesadzać, bo na dzień Matki od córki z
zięciem, dostałam tyle roślin, że fiufiu. Nie powiem...się ucieszyłam,
ale zarazem włosy mi się podniosły, gdzie ja to wszystko posadzę? Co
prawda mam duży ogród, lecz przecież trzeba uwzględnić zapotrzebowanie
poszczególnych gatunków. I tak pielę, wyrywam, przekopuję,
przesadzam, nawożę, pryskam, przycinam, walczę z mszycami, nornicami i opadającymi pomidorami.
Bo podobno najpierw człowiek jest młody, a potem to ma swój ukochany warzywnik \warzywniak\ ogródek.
( wzdech)
O matko! Już to przeżyłam i końca nie widać, obiecaliśmy sobie dokończyć w wakacje nasz mini remont, ale ochoty brak, zwłaszcza po powrocie z wakacji, gór znaczy.
OdpowiedzUsuńZ kuchnią mam problem, bo odświeżona i teraz żal mi szafki zmieniać, chyba tylko uchwyty i blaty?
Oby ogród odświeżył Cię skutecznie:-)
Jotko,mini remont nie istnieje. Nawet jakbyś okleiła wszystkie wejścia do innych pomieszczeń, to i tak jakimś sposobem remont zainfekuje cały dom ;) Ogród jest moim drugim domem... serio :D
OdpowiedzUsuń