Ufff... No to w końcu tu dotarłam. Pierwszy raz w dwóch dwudziestkach. Wypadało by pochwalić się jakimiś błyskotliwymi postanowieniami noworocznymi... nooooo... ale kto czeka, ten się nie doczeka, bo nie mam takowych. Wiem, wiem, jestem mało ambitna, bo jak to tak, nie mieć ŻA DN YCH? Nawet takich maluniuńkich ? Powiem krótko, postanowienia noworoczne mnie wkurwiają, bo wypadało by się z nich wywiązywać i chwalić się pod koniec roku, iż się udało zrealizować punkt po punkcie. Wow! A u mnie nikt tak nie zakrzyknie. No i spoko. Nie czekam, więc nie wpadam w dół, gdy się nie uda. Zresztą i bez tego zaliczam różnorakie doły.
Włala. Początek roku, a ja już mam na swym koncie kilka.
Sylwek, drugi raz z rzędu spędzony w Zakopanem... znaczy przed tivi. Dół jak cholera, bo przecież taniec to mój żywioł. Jednakże Małż powiedział stanowcze nie. Bo go noga boli po zabiegu i wogle. No. Może i tak jest, ale coś tak myślę, że to jednak wina braku wina, znaczy abstynencji. Ha! Chciałam to mam, więc jestem w stanie to zaakceptować. Ale co się odwlecze...Taneczne wygibasy będę uskuteczniać na sanatoryjnych parkietach.
Kolejny dołek zaliczyłam z rozpędem.Tak się spieszyłam, by pomóc tatusiowi nieść wiadro z węglem, aż się poślizgnęłam i wpadłam w dołek wygrzebany przez kury. W sumie dobrze, że nic sobie nie złamałam, więc wcale mnie to nie obeszło. Otrzepałam kolana z błota i pojechałam do pracy.
Drugi jakoś tak się napatoczył w drodze powrotnej z pracy.Nie tego samego dnia... no co wy. Jechałam sobie, nawet nie to, że szybko, aż tu mnie zawróciło i Strzała wbiła się w pobocze. Wbiła się jednym kołem, bo drugie dziarsko zawisło nad dołem. Hymmm... więc, może jednak tego dołu nie zaliczyłam. No ale do rzeczy.
Gdy ochłonęłam, zadzwoniłam po helpa, do Małża rzecz jasna.
- Słuchaj, co robisz?- zaczęłam niewinnie. Po drugiej stronie usłyszałam szerokie ziewnięcie. Pewnie wybiłam go ze snu.
- W sumie nic - ziewnął po raz kolejny.
- Bo wiesz, wylądowałam nad rowem i nie mogę wyjechać.
- Ale tobie nic nie jest?-spytał z niepokojem w głosie.
Nooooo. Powiem wam, że ciepło się zrobiło na serduchu, że jednak już nie jestem mu, takie fiubźdźu. Bo kiedyś, co prawda wieki temu, jak wylądowałam w rowie , gdyż wpadłam w poślizg, to miast zatroszczyć się o dzieci siedzące z tyłu, wypadł z auta, by oszacować zniszczenia. Co prawda wówczas był mocno nabimbany, ale czy to go tłumaczy? Dobra. Wracam do klu.
Niestety musiałam uzbroić się w cierpliwość. Uzbrojona miałam być jakieś dwie godziny, bo syn jeszcze w pracy. I siedziałam w aucie, jak ta pipa wbita w ziemię z włączonymi migaczami. Jakieś 15 minut. Nagle zatrzymał się bus z robotnikami. Panowie podeszli i grzecznie spytali, czy nie potrzebuję pomocy. No jasne, że potrzebuję. Pół minuty i mogłam jechać dalej. Wcześniej podziękowałam serdecznie, obdarowując wyzwolicieli uśmiechem nr. 10.
Ech... Długo będę pamiętać te chwile, bo teraz, w dobie koronowirusa, nikt by się nie zatrzymał.
W sumie ten post zaczęłam pisać, gdzieś tak w połowie lutego, No i teraz, to jest jakby mało aktualny, bo jednak mam postanowienie.
Muszę przeżyć!
Tylko tyle, i AŻ tyle.
"Wtedy dopiero warto brać się za pisanie, jeśli mamy odwagę napisać to, czego nie mielibyśmy odwagi powiedzieć" Emil Cioran.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ostatnio na tapecie
tu grzeliście ławę najczęściej
-
O czym by tu dziś? Może napiszę, iż skończyłam rehabilitację. Teraz mam wrażenie, że te dziesięć dni minęły jak sen. Jednakże czekając na d...
Etykiety
sanatorium
problemy
wycieczka
budowa
podróż
praca
zabawa
kolega
morze
mąż
wyjazd
Małż
auto
blog
dylematy
ksiądz
pamięć
przygoda
rehabilitacja
tańce
wesele
wizyta
zaskoczenie
życzenia
Konstancja
argumenty
blondynki
cud
dom
fachowcy
imieniny
integracja
koleżanka
kłótnia
majster
narodziny
ogród
początek
powrót
pragnienie
propozycja
rocznica
rodzina
siostry
spostrzegawczość
sprzątanie
syn
urodziny
urzędnik
wnuczęta
zakupy
zguba
święta
święto
żona
Nowy Rok
Nowy Rok plan przygoda ogień
apel awaria wycieczka morze koncert
auto awaria holowanie sąsiad
auto zakup akademia babcia
autobus
awaria
bal
bank
bociek
bunt
cel
choroba
cmentarz
dach
demencja
deszcz
działanie
egoista
film
folklor
goście
gra
gwara
góra
głos
higiena
historia
informacja.
irytacja życie rodzinne spokój
jazda
kazanie
kelnerka
kierat
kieszonka
klucze
kobieta
kolacja walentynki
koledzy
koleżanki
kolęda
komplement
komórka kolega podejrzenia
kwiaty
lód
marzenia
masaż
matka
metoda
miłość
mądrość ludowa
mężczyzna
nerwy
niespodzianka
nowe miejsce
nowy sprzęt
odchudzanie święto zaskoczenie mąż
odcinki
odwyk uzależnienie słodycze
ognisko
pieszczoty
plaża
podarki
pogoda operator sms córka poród Anioł
pomoc
pomyłka
porada
porządek sukienka pułapka ratunek
postanowienie
powiedzenia
pozytywne postrzeganie świata
pośpiech
prezent
prośby
przebranie
przedwiośnie
przemyślenia
przeprosiny
przyjazd
pytania
radość
relacja
remont
rocznica śnieg zaskoczenie tajemnica proboszcz
rozmowy
rozterki
rubikon
rysa
sanatorium koleżanki
sanatorium masażysta pogoda fajfy flirt
schemat
siostry rodzina relaks blokada
spełnienie
spowiedź
strata
sylwester
synowie
szał
szczęście
szwagierka
słońce pole truskawki pielenie opalanie.
tatuś
teleporada zdrowie lekarz zdumienie cud
teściowa śmierć rocznica
torebka
troska
tęsknota
uraz.
wesele goście suknia zabawa
wróżba
wspomnienia
wspomnienia sylwester święta
wycieczka morze szaleństwo
wyjaśnienie
wyobraźnia
zakochani
zakupy ekologia wesele
zdjęcia
zdrowie
zima
zmiany
znajomy
zęby
złość bezradność zdumienie
ściana
śmieci
śniadanie
święta prezenty zaskoczenie radość
święta wypieki foremki wzrok komórka zaskoczenie
Że mało ambitna? a co to jest ambitna? teraz nawet nie ma gdzie tych robotników spotkać...
OdpowiedzUsuńU mas jeszcze się przemieszczają, ale dwójkami.
UsuńTo czekam na ciąg dalszy. I dobrze że jesteś. Hasło blogowe brzmi " trzymajmy sie". ***
OdpowiedzUsuńLuciu,trzymajmy się i nie dajmy się. :*
UsuńChyba wszyscy chcemy przeżyć ;)
OdpowiedzUsuńWidzę tych robotników przenoszących Strzałę. jakoś dziwnie podobni do hydraulika z reklamy. Prężą gołe, lekko opalone klaty, napinają muskuły... Starczy, o czym ja w ogóle myślę?
OdpowiedzUsuńI ja postanowień noworocznych nie czynię, tylko by mnie stresowały, a podświadoma przekora organizmu by je torpedowała..
OdpowiedzUsuńI tak... byle...do końca tego cholernego WW (Wielkiego Wirusa), takiej koronie mówimy dośc! I trzymajmy się w kupie, choc na bezpieczną odległość, jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie...
Przeżyć i zachować zdrowe zmysły...
OdpowiedzUsuń