Uuuuuu... tyle czasu blogowej absencji, a tu wpis za wpisem. Normalnie mogłabym napisać, że sama siebie nie poznaje, ale toż to byłoby wierutne kłamstwo, bo przecież kocham opisywać swoje nudne życie, bo jak po jakimś czasie wracam do zapisków to mam taką radochę, no taką ... - Jesuskubrodaty!
Taaaaaaa...Tak se myślę, że to ma jednak jeszcze głębszy sens... No bo dajmy na to, w jakimś szczególnym momencie, całe moje życie stanie mi przed oczyma iiiiii.... zonk... nie będzie co oglądać. A tak zajrzę na blog i.... taaaaadaaammm! Jednak coś tam się działo... ba!... coś tam nawet przeżyłam.Wiem, wiem ....wnioski są obezwładniające.
Dziś będzie o ( patrz w tytule )
A wszystko przez Tuska... eeeeee... dobra... przez tą całą Unię. Daje dofinansowania do budowy dróg i potem kierowca, musi gryźć kierownice ze złości, bo gigantyczne korki, zwężki i wahadełka i takie tam inne przeszkody go czekają. I musi wyjeżdżać z domu godzinę wcześniej, i ciągle patrzeć jak czas ucieka ... stojąc w korku w drodze do pracy... albo jak się niemiłosiernie ciągnie... to w drodze z pracy.
Jednakże TO już mnie nie dotyczy. JUŻ NIE!
Bo ja jestem niezwykle mondrom blondynom. No!
Otóż znalazłam skrót. Do pracy i z powrotem rzecz jasna. I doprawdy sama na to wpadłam. Pogrzebałam trochę w gooogle maps, bo doszłam do wniosku, że niemahujawewsi MUSI być jakaś inna droga do mego miasta wojewódzkiego. No i była. Prześledziłam nawet ową ścieżynę przez satelitę. Skrzętnie pospisywałam kolejne miejscowości na karteczkę i pełna dobrych przeczuć ległam obok Małża mego, chwaląc się moją przebiegłością. Małż co prawda coś tam mówił, że ową drogę lepiej przetestować PO pracy, ale Morfeusz szybciutko utulił mnie w swych ramionach, więc przestroga do mnie nie dotarła.
A rano,mówię wam, pełen spontan. Ruszyłam co prawda wcześniej, lecz wyłącznie z przyzwyczajenia, a nie, że cośtam przeczuwałam. W życiu.
Początki przecierania szlaku były obiecujące. Znałam drogę z wcześniejszych wypadów w rejony pierwszego miasteczka. Dalej było gorzej. W pewnym momencie zawróciłam. Miejscowości, do której wjechałam, nie miałam zapisanej na wspomnianej karteczce. Pamiętałam, choć oczywiście zapiski zostały w domu. A potem to już nie zawracałam i poooooszłoooooo. Znaczy pojechało. Czytałam nazwy mijanych wiosek, które nijak się nie miały do miejsc oglądanych z satelity.
Wiem, wiem. Powiecie, że trzeba było włączyć nawigację.Pfffffff. No proszę was. Przecież byłam w sąsiedniej gminie. Droga była dobra. Co prawda szutrowa, lecz dość szeroka. Bez ograniczeń prędkości. Pędziłam jak przecinak i wogle nie miałam czasu na grzebanie w telefonie.
Widziałam drewniane, opuszczone domy i zarośnięte podwórka. Czas uciekał, a drogi asfaltowej, która by prowadziła do miasta, nigdzie nie było. To znaczy gdzieś tam była, ale nihuja nie wiedziałam gdzie.W końcu na skraju lasu przydybałam jakiegoś dzieciaka, który czekał na gimbusa. Przestraszony miał pojęcia, gdzie jest ta droga. Co tam droga. Nie miał pojęcia gdzie jest owe miasto.Pewnie wówczas zapomniał, jak się nazywa.- Brawo Consek, przestraszyłaś dzieciaka i teraz pewnie będzie się jąkał.
Pojechałam dalej, ale jakby wolniej. -Moment kurna. Ktoś musi wiedzieć gdzie ta zaginiona cywilizacja. Kolejni nastolatkowie wiedzieli o co pytam i nawet wskazali drogę. Przycisnęłam pedał gazu - A jak mnie zrobili w jądro ( żeby nie pisać w huja) ?- pomyślałam. -Eeeeeee.... Niiiieeeeee... Dobrze im z oczu patrzyło - głośno pocieszałam siebie. Nagle załapałam, że oto zaczęłam do siebie mówić. - Oj Consek ( obecnie Acomi, ale to tylko dla potrzeb skuteczniejszego ukrycia, przed tym, o którym kiedyś wspomniałam), jak nie znajdziesz zaraz drogi, to będziesz w czarnej dupie.
Miarą mojego zwątpienia niech będzie radość na widok TIRÓW!!! Doprawdy. Kierowca osobówki cieszy się na widok pędzących ciężarówek. Czujecie to. Taaaaa. Wówczas sięgnęłam dna.
Suma summarum do pracy spóźniłam się tylko dwie minuty. Cały dzień miałam moralniaka, że jednak coś poszło nie tak. Nie byłabym sobą, gdybym odpuściła. W drogę powrotną ruszyłam z wiarą, iż tym razem nie zabłądzę. Wyzerowałam licznik i heja. Pół godziny i moja Strzała zaparkowała przed domem. Spojrzałam na licznik... 20 km, czyli 10 km mniej.- Kipenis? - uniosłam brewki. Jednakże Małż wołał mnie przez okno, więc przestałam się nad tym zastanawiać. Ślubnemu pochwaliłam się przebytą trasą i liczbą na liczniku. Ofkors nie wspomniałam o porannym odwiedzaniu najgłębszych osadów folkloru. Jarałam się skróceniem czasu dojazdu i skróceniem liczby przebytych kilometrów. No tak. Dawno nie miałam, aż takiej radochy.
Tylko dlaczego gdzieś, w głębi czaszki, kłębił się zarodek związku prostytucji z muzyką... w sensie... - Jednak coś tu kurwa nie gra!
"Wtedy dopiero warto brać się za pisanie, jeśli mamy odwagę napisać to, czego nie mielibyśmy odwagi powiedzieć" Emil Cioran.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ostatnio na tapecie
tu grzeliście ławę najczęściej
-
Kolejne urodziny przeleciały mi przed oczami jak sen złoty. Uściski, czekoladki i kwiaty od syna, od synowej śliczny hand made z kotkami uło...
Etykiety
sanatorium
problemy
wycieczka
podróż
zabawa
budowa
kolega
morze
praca
wyjazd
auto
blog
dylematy
ksiądz
mąż
przygoda
rehabilitacja
tańce
wesele
wizyta
Konstancja
argumenty
blondynki
cud
dom
fachowcy
integracja
koleżanka
majster
narodziny
ogród
pamięć
początek
powrót
pragnienie
propozycja
rocznica
rodzina
siostry
spostrzegawczość
sprzątanie
syn
urodziny
urzędnik
wnuczęta
zakupy
zaskoczenie
zguba
święto
życzenia
Małż
Nowy Rok plan przygoda ogień
apel awaria wycieczka morze koncert
auto awaria holowanie sąsiad
auto zakup akademia babcia
autobus
awaria
bal
bank
bociek
bunt
cel
choroba
cmentarz
dach
demencja
deszcz
działanie
egoista
film
folklor
goście
gra
gwara
góra
głos
higiena
historia
imieniny
informacja.
irytacja życie rodzinne spokój
jazda
kazanie
kelnerka
kierat
kieszonka
klucze
kobieta
koledzy
koleżanki
kolęda
komplement
komórka kolega podejrzenia
kwiaty
kłótnia
lód
marzenia
masaż
matka
metoda
miłość
mężczyzna
nerwy
niespodzianka
nowe miejsce
nowy sprzęt
odchudzanie święto zaskoczenie mąż
odcinki
odwyk uzależnienie słodycze
ognisko
pieszczoty
plaża
podarki
pogoda operator sms córka poród Anioł
pomoc
pomyłka
porządek sukienka pułapka ratunek
postanowienie
pozytywne postrzeganie świata
pośpiech
prezent
prośby
przebranie
przedwiośnie
przemyślenia
przeprosiny
przyjazd
pytania
radość
relacja
remont
rocznica śnieg zaskoczenie tajemnica proboszcz
rozmowy
rozterki
rubikon
rysa
sanatorium koleżanki
sanatorium masażysta pogoda fajfy flirt
schemat
siostry rodzina relaks blokada
spełnienie
spowiedź
strata
synowie
szał
szczęście
szwagierka
słońce pole truskawki pielenie opalanie.
tatuś
teleporada zdrowie lekarz zdumienie cud
teściowa śmierć rocznica
torebka
troska
tęsknota
uraz.
wesele goście suknia zabawa
wróżba
wspomnienia
wspomnienia sylwester święta
wycieczka morze szaleństwo
wyobraźnia
zakochani
zakupy ekologia wesele
zdjęcia
zdrowie
zima
zmiany
znajomy
zęby
złość bezradność zdumienie
ściana
śmieci
śniadanie
święta
święta prezenty zaskoczenie radość
święta wypieki foremki wzrok komórka zaskoczenie
Godzinę wcześniej? Co Ty wiesz o korkach! Mi się zdarza w godzinę (no, niecałą) przebyć 3, słownie TRZY kilometry. Albo po prostu porzucić samochód i wrócić pieszo do domu.
OdpowiedzUsuńEwa... hymmm.. jeszcze raz hymmm... zatkało mnie po prostu.Gryzłabym nie tylko kierownicę, ale też oponki ;)
UsuńUbawiła mnie Pani swoją wielką potrzebą dotarcia do pracy. Ciekawa ona być musi i satysfakcjonujaca skoro aż tak pani zależy. Ja z usmiechem bym rzekła do telefony-dziś mnie nie będzie i poszła na spacer po dzikich ostępach.
OdpowiedzUsuńPięknie jest mieć męża i ciekawi mnie dlaczego w necie najczęściej dopisywane mu jest jakies przezwisko. Ja jestem zepsuta więc męża miała nie będę ale gdybym miała na pewno bym mówiła prawdcę bez oszukiwania ,że om jakiś niedorobiony, że mi wstyd itp.
Ma Pani rację, lubię swoją pracę.I rzeczywiście, gdybym wyruszyła w cieplejszej porze roku, mogłabym iść na pracowe wagary. Jednakże teraz nie dość że zimno, to jeszcze rano jest ciemno.
UsuńGeneza powstania Małża nie jest skomplikowana. Małż to po prostu skrót od małżonka. Proszę zauważyć, że zawsze piszę wielką literą, więc nie jestem aż taką suczą. Co do narzekania, cóż, oszukiwałabym perfidnie czytelników, gdybym pisała o nim w samych superlatywach. Nigdy nie pisałam, że on jakiś niedorobiony, że mi wstyd za niego. Szybciej napisałabym tak o sobie. Nigdy nie starałam się pielęgnować urazy do niego,za wszystko co było złe, bo po tylu latach urosła by do gigantycznych rozmiarów.
Pan stolarz, który czasem coś wykonuje w domu w którym mogę mieszkać, ma żonę ale nigdy nie mówi o niej żona. zawsze Młoda i zawsze w urzędzie gdy pytają, mówi ,że to kochanka bo z żoną to by tyle lat nie wytrzymał a w ogóle, żona to przeżytek.Nie wiem ile ma lat ale kiedyś słyszałam jak ktoś mówił ,że są ponad 30 lat razem i po ślubie.
OdpowiedzUsuńCzasem gdy myślę jak to być z kimś, myślę, bo nie jestem, to myślę ,że nawet jeśli ma jakąś wadę to gdy ową wadę ująć w kolorową bransoletę, to i może wadą być przestanie.
Ładnie pani pisze z chorągiewką ,że tak czuje.Ja tak czuję.
Powiem, może niezbyt skromnie, iż także biorą mnie za kochankę Małża. I jeszcze coś. W życiu realnym nie nazywam go w ten sposób. Jednakże dla potrzeb blogowych, postanowiłam właśnie w tym momencie, zwrócić się do niego w powyższy sposób. Doprawdy, że też nigdy na to nie wpadłam. Ciekawa jestem jego reakcji. O skutkach nie omieszkam napisać.
OdpowiedzUsuńW kwestii wad... nadużywania alkoholu nie da się oprawić w żaden misterny wzór, by było piękniej.
Nie warto oddawać przypadkowym ludziom swojej prywatności. Podepczą, ubrudzą, nie docenią. Swój dom trzeba bronić i chronić by nie stać się zwyczajną prostytutką dającą każdemu a swoich traktującą z coraz mniejszym szacunkiem.
OdpowiedzUsuńProszę mi wybaczyć ,że pozwoliłam sobie na , może zbyt daleko idące słowa ale jakoś tak....nastrój...wspomnienie...ważne wspomnienie-:"uważaj co piszesz byś nam krzywdy nie zrobił". To z zapisków Kloszarda. Uważaj co piszesz byś nam krzywdy nie zrobił...a mowa o rodzinie, bliskich. Pamiętam pewną kobietę skuszoną pieniędzmi , która wystąpiła w TV opowiadając o sobie, dzieciach , jakimś problemie. Nie wiem czy po 10 latach przestało to na niej ciążyć i być wielką niedogodnością w życiu.
No to grubo pani pojechała. Ale spoko. Doceniam dobre rady.Ba! Zdaję sobie sprawę z tych zagrożeń. Jednakże mojego bloga czyta moja przyjaciółka ( choć nie komentuje) i jeszcze kilka osób, w tym pani. Nie zależy mi na popularności, bo gdyby tak było, to już dawno zdecydowałabym się na podpisanie umowy z audio-blogiem, do której kiedyś byłam zachęcana. Piszę bo po prostu lubię swoje życie przedstawiać w taki właśnie sposób. Mniemam, iż trzymam rękę na pulsie i odkrywam tylko tyle, ile chcę/mogę/ muszę.Hymmm... a może to tylko złudzenie?
OdpowiedzUsuń