środa, 25 września 2019

Dentyści wszystkich krain, łączcie się. Wesele pod znakiem podróży.

No i stało się. 14.09  zostałam TE ŚCIO WĄ. Taaaaaaa... teraz wszystkie dowcipy o "mamuśkach" będę brała dzielnie na klatę.
Czas przed, w trakcie, i po... był tak intensywny, że dziś patrząc wstecz, nie wierzę, że to wszystko JUŻ za mną. I bardzo dobrze, bo drugi raz bym chyba tego nie przeżyła.
No i muszę spisać na łamach wszystko, co jeszcze nie umknęło z mojej pamięci. A było tyyyyyyyle tego, że to będzie mega wyzwanie.  Zróbcie sobie kawkę już teraz, bo przerwy na reklamy nie będzie.
No to jedziem z tym koksem.

Trzy dni przed weselem zaczęli  zjeżdżać goście.
W środę przybyli narzeczeni, którzy organizując przyjęcie weselne na swój koszt ( choroba męża oraz rozbudowa domu pochłonęła wszystkie oszczędności) i osobiście dopinając wszystkiego, mieli mega dużo załatwiania. A ile nerwów ich to kosztowało... szkoda gadać.
Spotkanie z D. J było odkładane przez wynajętego, kilkakrotnie. Młodzi już nawet szykowali play listę, by mieć jakieś wyjście awaryjne. Do spotkania doszło dwa dni przed przyjęciem. Do ostatniej chwili, wszyscy mieli obawę, czy beztroski chłopak  poradzi z poprowadzeniem imprezy.
  Przyznam szczerze, warto było obgryzać paznokcie z niepokoju. Prowadzący dał z siebie 100... a nawet 200 procent. Wszyscy byli zszokowani jego błyskotliwością, humorem, wyczuciem muzyki oraz pamięcią . Pamiętał imiona wszystkich poznanych gości ... co prawda tylko, a może AŻ siedemdziesięciu, ale jednak.  W kuluarach snuto domysły... albo ma Aspergera... albo bierze dopalacze. Większości była za tą drugą opcją.
Wizyta swatów w czwartek przebiegła w dość sympatycznej atmosferze. Co prawda nie trafiłam z zupą z krewetek, bo Margaret nie lubi owoców morza, lecz schabowy zapiekany z pieczarkami i serem, był pochłonięty przez Krisa w oka mgnieniu, a sałatka z serem pleśniowym z figami przypadła do gustu głównie przyszłemu zięciowi.
Ooooo matkooooo... nie napisałam wcześniej, iż moi swaci przybyli na Podlasie z zachodniej Polski, Co za niedopatrzenie, wszak moglibyście pomyśleć, iż mój zięć to jakiś obcokrajowiec, a oni tak po prostu zwracają się do siebie.  
Piątek poświęciłam na przygotowywianie posiłków dla stada gości, którzy jeszcze nie przybyli, lecz mieli zawitać w sobotę. Rodzina z Czech, oczekiwana w piątkowe południe na peronie, nie przyjechała pociągiem, lecz własnym autem, późnym wieczorem. Cóż. Niepoinformowanie nas o takiej formie podróży, było niczym w porównaniu z tym, co moja czeska siostrzyczka, odwaliła podczas odjazdu. Otóż, wraz z mężem i nastoletnim synem, wyruszyli w podróż powrotną, w poniedziałkowy poranek ( jeszcze leżeliśmy w łóżkach) niczym jacyś rodowici angole. O ósmej rano usłyszałam trzaśnięcie drzwi wyjściowych i tyle ich widziałam. Dobrze, że po drodze zajechali do mojego tatusia... by się pożegnać... psiamać.. Zadzwoniłam i opieprzyłam . Wrócili.Wyjechali po śniadaniu najedzeni i wyściskani przez wszystkich pozostających.
Wróćmy jednak do piątkowego popołudnia, podczas którego, całą młodzież zgromadzoną w naszym salonie, pochłonęła praca nad  tworzeniem kolorowych fascynatorów. Doprawdy, kreatywność domorosłych twórców opasek na głowy, powalała na kolana.Im dziwniejsze upięcie, tym większe budziło uznanie. Prawie wszyscy dobrze się bawili. Prawie, bo mój Małż zniesmaczony takim pomysłem, twierdził, iż owe ozdoby nadają się wyłącznie na marsz lgbt i on tego nie zaakceptuje. Ku zgorszeniu mego " naburmuszonego Dyzia" wybrałam sobie krwisto czerwony kwiat z  dumnie sterczącymi piórami tego samego koloru. Nieeeeee noooooo. Zdaję sobie sprawę, iż ciągle jeszcze ma chore serce i nie może się denerwować. Oj zła żona, oj zła.Ale naboga no! Nie może terroryzować całej rodziny... bo coś mu nie pasi.
Około 21.30 młodzież pojechała stroić salę. Wrócili po 24 załamani. Wszystko było nie tak. O takim obrocie sprawy dowiedzieliśmy się dużo wcześniej. Otóż Margaret zawitała do nas po powrocie stamtąd, nawalona jak stodoła, sfochana jak mój Dyzio, wyproszona przez syna, gdyż wylazła z niej dyktatura w wersji hard. Małż był wniebowzięty. W końcu znalazł kogoś, z kim mógł ponarzekać na Młodych w stereo.
W sobotni poranek Małż wypalił córce, że ... - Albo on, albo fascynatory !
Ze łzami w oczach, postawiła na swoim. No cóż. Chciałabym napisać " Ma to po mamie" , ale doprawdy jestem daleko w tyle z taką asertywnością.
Około 9 tej przybyła bardzo sympatyczna makijażystka, która uczyniła nas pięknymi. Najpierw Margaret, potem ja zasiadłam przed cudotwórczynią. Odmłodziła mnie tak dobrze, iż fotograf, który widział mnie pierwszy raz w życiu, wziął mnie za siostrę Panny Młodej. W tym samym momencie pokochałam tego brodatego gówniarza.
 Po nałożeniu twarzy pojechaliśmy do fryzjerki, która właśnie kończyła układać włosy mojej córki. Dziś wiem, że mądrzej byłoby wybrać salon w pobliżu domu, a nie oddalony o 30 kilometrów, które to musieliśmy pokonać w 30 minut, co było karkołomnym wyzwaniem, bo każde światła w mieście były nasze... w sensie, czerwone światło stopowało nas dokumentnie. Ostatnie 10 km pokonałam niczym Kubica. Do wyjazdu do kościoła, zostało tylko osiem minut. Dom pełen obcych ludzi. Wszyscy w blokach startowych, a ja jeszcze w dresach. Wskoczyłam w suknię, złapałam za krzyż i poleciałam pobłogosławić młodych.
Podróż do sanktuarium oddalonym o 30 km. od naszego sioła, znów odbyła się z prędkością światła, bo Młoda dostała cynk, iż w kościele wszystkie słoneczniki, którymi florystka ubrała ołtarz w piątkowe popołudnie, zdechły.Wraz z partnerką starszej druhny, wyprzedziliśmy orszak ślubny, by powyciągać zwiędłe kwiaty. Na miejscu okazało się, iż musimy również pozapalać świeczki w latarenkach. Zdążyłyśmy tuż przed wejściem Pary Młodej.
Po wszystkim szybciutko złożyliśmy życzenia i znów przyciskając gaz do dechy, popędziliśmy w kierunku karczmy, w której miało się odbyć przyjęcie, by powitać Nowożeńców chlebem i solą.
Łudziłam się, iż w końcu odetchnę, ale gdzie tam. Obsługa postawiła za mało nakryć i świadek, czyli brat Panny Młodej , nie miał gdzie usiąść. Podobno winietka spadła Po interwencji syn mógł zająć miejsce obok siostry.
Pierwszy taniec, do muzyki z filmu " Zapach kobiety", odbył się z niejakim poślizgiem, gdyż wraz z Małżem i Margaret wróciliśmy pędem do domu... bagatela 20 km... by odnaleźć zaginioną sukienkę, w której Młoda miała zatańczyć . Okazało się bowiem, że miast białej sukni z głębokim rozcięciem na nogę... wiadomo, tango rządzi się swoimi prawami... w pokrowcu znajdowała się granatowa sukienka Teściowej.
Kiedy wróciliśmy goście wywijali równo na dechach. Pierwszy taniec był  Pierwszym,, w Kolejnej Dziesiątce.
Około 22. 30 Małż wylazł ze skorupy, w której pielęgnował swoją złość dotyczącą fascynatorów. Wcześniej zakazał mi, odzywać się do niego, bo córka włożyła na moją głowę ową ozdobę, a ja jej nie zdjęłam na wyraźne ŻĄDANIE. Dopiero gdy zobaczył, iż nawet Margaret i Kris balują z " kością niezgody" na głowach,złożył broń. Na szczęście nie czekałam, aż mu przejdzie i tańczyłam maratony z kolejnymi partnerami, wogle nie patrząc na naburmuszonego Małża.
Podziękowania rodzicom były bardzo wzruszające. Obie strony dostały po wielkim słoju, w którym rosły  kaktusy wielkiej urody. Prócz tego obdarowani zostaliśmy kartami podarunkowymi na znaczną sumę. Już ostrzę pazurki na szaleństwo zakupowe.
Wesołe oczepiny wyłoniły nową Parę Młodą. Dziwnym trafem... zupełnie przypadkiem rzecz jasna... ostatnią z odcinanych wstążek, przywiązanych do bukietu,była wstążka dziewczyny świadka, a kluczyk do klatki, w której znajdował się krawat, wyciągnął z woreczka nikt inny, jak właśnie świadek.
Jak oni to zrobili... pojęcia nie mam.
Pojęcia również nie mam jak dotrwałam do szóstej, bo o tej godzinie wreszcie zbliżałam głowę do poduszki we własnym łóżku, zasypiając momentalnie.
Na całe trzy godziny,  wszak czekały mnie jeszcze Poprawiny.
 Ale to materiał na kolejny wpis.





 

2 komentarze:

  1. A teraz wypada napisać. " I żyli długo i szczęśliwie". czekam na relacje z poprawin. Nie wierzę, że bylo nudno... nie u Ciebie. Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Luciu :) jestem przekonana, że tak będzie.. a co! Dziś nic nie pociągnę Poprawin, bo Małż mnie wyprowadził z równowagi i teraz nie mam ochoty na nic:( Ściskam :*

      Usuń

"To czy człowiek jest inteligentny poznaje się po jego odpowie-dziach. To czy jest mądry, po pytaniach."- Naguib Mahfouz

Ostatnio na tapecie

Nocna mumia w oleju. Demencja nadciąga.

tu grzeliście ławę najczęściej

Etykiety

sanatorium problemy wycieczka podróż zabawa budowa kolega morze praca wyjazd auto blog dylematy ksiądz mąż przygoda rehabilitacja tańce wesele wizyta Konstancja argumenty blondynki cud dom fachowcy integracja koleżanka majster narodziny ogród pamięć początek powrót pragnienie propozycja rocznica rodzina siostry spostrzegawczość sprzątanie syn urodziny urzędnik wnuczęta zakupy zaskoczenie zguba święto życzenia Małż Nowy Rok plan przygoda ogień apel awaria wycieczka morze koncert auto awaria holowanie sąsiad auto zakup akademia babcia autobus awaria bal bank bociek bunt cel choroba cmentarz dach demencja deszcz działanie egoista film folklor goście gra gwara góra głos higiena historia imieniny informacja. irytacja życie rodzinne spokój jazda kazanie kelnerka kierat kieszonka klucze kobieta koledzy koleżanki kolęda komplement komórka kolega podejrzenia kwiaty kłótnia lód marzenia masaż matka metoda miłość mężczyzna nerwy niespodzianka nowe miejsce nowy sprzęt odchudzanie święto zaskoczenie mąż odcinki odwyk uzależnienie słodycze ognisko pieszczoty plaża podarki pogoda operator sms córka poród Anioł pomoc pomyłka porządek sukienka pułapka ratunek postanowienie pozytywne postrzeganie świata pośpiech prezent prośby przebranie przedwiośnie przemyślenia przeprosiny przyjazd pytania radość relacja remont rocznica śnieg zaskoczenie tajemnica proboszcz rozmowy rozterki rubikon rysa sanatorium koleżanki sanatorium masażysta pogoda fajfy flirt schemat siostry rodzina relaks blokada spełnienie spowiedź strata synowie szał szczęście szwagierka słońce pole truskawki pielenie opalanie. tatuś teleporada zdrowie lekarz zdumienie cud teściowa śmierć rocznica torebka troska tęsknota uraz. wesele goście suknia zabawa wróżba wspomnienia wspomnienia sylwester święta wycieczka morze szaleństwo wyobraźnia zakochani zakupy ekologia wesele zdjęcia zdrowie zima zmiany znajomy zęby złość bezradność zdumienie ściana śmieci śniadanie święta święta prezenty zaskoczenie radość święta wypieki foremki wzrok komórka zaskoczenie