O matko. Jeszcze trochę, a Bałtyk by zamarzł a ja przecież miałam pisać o wycieczce nad nasze... jakże wyjątkowo w tym osiemnastym roku... cieplutkie morze.
Nie pytajcie gdzie mnie wessało, bo dziś będzie ciąg dalszy wycieczki, wszak słowo się rzekło... kobyłka o płota.
Kolejny dzień przed wyjazdem zaczęłam jak Bóg przykazał... znaczy od wstania z łóżka, a nie od całonocnego czuwania. Tym razem Młodszy odwiózł mnie pod próg Reniaczka. Do Wesołego Autobusu dojechaliśmy o czasie i spokojnie zajęłyśmy miejsca. Droga jak to droga, ciągnęła się jak falki z olejem. Wiadomo... przebudowy, rozbudowy, wahadełka i inne pierdoły, skutecznie spowalniały nasz pojazd. Do celu jechaliśmy prawie dziewięć godzin. Tyle czasu, że gro człowieków zdążyło się napić i wytrzeźwieć. A po drodze nawet wytańczyć. Kierowca był wyjątkowo pobłażliwy dla pasażerów hasających w te i wewte.
Co oczywiście z punktu widzenia bezpieczeństwa, było nad wyraz nierozsądne.
Na marginesie muszę dodać, że już na początku z Reniaczkiem stwierdziłyśmy, iż kierowca był jakiś taki mało życiowy, gdyż albowiem nie pomógł nam władować do bagażnika naszych waliz. Co za fopa!!. Biedak nie wiedział, komu podpadł. Na bank był to dla niego czas, w którym jego poliki płonęły dnia każdego... pod wpływem naszego codziennego komentowania jego osoby.
Wylądowałyśmy w pokoju czteroosobowym. Dobiły do nas jeszcze dwie blondynki. Tego wieczoru zadzierzgnęłyśmy bliższą znajomość z obiema siostrami. Okazało się nawet, iż Jola pracuje w mojej miejscowości. Hymmm... jakież to życie jest zaskakujące i musiałam przejechać pół Polski, by poznać taką fajną babeczkę.
Dobra. Zanim jeszcze roztrząsałyśmy nasze dotychczasowe życie, nad różnymi napojami mniej, lub bardziej wyskokowymi. przywiezionymi ze stron rodzinnych, postanowiłyśmy zaraz po obiado-kolacji wybrać się nad morze.
Ruszyłyśmy żwawym krokiem wzdłuż ulicy. Na rozstaju zatrzymałyśmy się zastanawiając się, w którym kierunku mamy się udać. Padła nawet propozycja, by ruszyć w górę ulicy, ale na szczęście kulki się połączyły i doszłyśmy do wniosku, iż skoro w dole ulicy widniej Zatoka Pucka, to morze nie może być wyżej. Dla pewności zasięgnęłyśmy języka u tubylca i ruszyłyśmy we wskazanym kierunku. Szłyśmy i szłyśmy i szłyśmy. Ale warto było, choć nad morzem piździło jak w kieleckim. Strzeliłyśmy sobie tysiąc pięćset fotek... w swetrach.. i wróciłyśmy do pensjonatu, zaklinając pogodę.
Podczas wieczornych rozmów Polaków.. znaczy Polek.. utwierdziłyśmy się w przekonaniu, że dobrze trafiłyśmy.
Choć musiałyśmy tachać pakunki na drugie piętro, to przynajmniej miałyśmy balkon, z którego, jak się odpowiednio wychyliłaś, można było dostrzec skrawek morza... albo zatoki?
"Wtedy dopiero warto brać się za pisanie, jeśli mamy odwagę napisać to, czego nie mielibyśmy odwagi powiedzieć" Emil Cioran.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ostatnio na tapecie
tu grzeliście ławę najczęściej
-
Kolejne urodziny przeleciały mi przed oczami jak sen złoty. Uściski, czekoladki i kwiaty od syna, od synowej śliczny hand made z kotkami uło...
Etykiety
sanatorium
problemy
wycieczka
podróż
zabawa
budowa
kolega
morze
praca
wyjazd
auto
blog
dylematy
ksiądz
mąż
przygoda
rehabilitacja
tańce
wesele
wizyta
Konstancja
argumenty
blondynki
cud
dom
fachowcy
integracja
koleżanka
majster
narodziny
ogród
pamięć
początek
powrót
pragnienie
propozycja
rocznica
rodzina
siostry
spostrzegawczość
sprzątanie
syn
urodziny
urzędnik
wnuczęta
zakupy
zaskoczenie
zguba
święto
życzenia
Małż
Nowy Rok plan przygoda ogień
apel awaria wycieczka morze koncert
auto awaria holowanie sąsiad
auto zakup akademia babcia
autobus
awaria
bal
bank
bociek
bunt
cel
choroba
cmentarz
dach
demencja
deszcz
działanie
egoista
film
folklor
goście
gra
gwara
góra
głos
higiena
historia
imieniny
informacja.
irytacja życie rodzinne spokój
jazda
kazanie
kelnerka
kierat
kieszonka
klucze
kobieta
koledzy
koleżanki
kolęda
komplement
komórka kolega podejrzenia
kwiaty
kłótnia
lód
marzenia
masaż
matka
metoda
miłość
mężczyzna
nerwy
niespodzianka
nowe miejsce
nowy sprzęt
odchudzanie święto zaskoczenie mąż
odcinki
odwyk uzależnienie słodycze
ognisko
pieszczoty
plaża
podarki
pogoda operator sms córka poród Anioł
pomoc
pomyłka
porządek sukienka pułapka ratunek
postanowienie
pozytywne postrzeganie świata
pośpiech
prezent
prośby
przebranie
przedwiośnie
przemyślenia
przeprosiny
przyjazd
pytania
radość
relacja
remont
rocznica śnieg zaskoczenie tajemnica proboszcz
rozmowy
rozterki
rubikon
rysa
sanatorium koleżanki
sanatorium masażysta pogoda fajfy flirt
schemat
siostry rodzina relaks blokada
spełnienie
spowiedź
strata
synowie
szał
szczęście
szwagierka
słońce pole truskawki pielenie opalanie.
tatuś
teleporada zdrowie lekarz zdumienie cud
teściowa śmierć rocznica
torebka
troska
tęsknota
uraz.
wesele goście suknia zabawa
wróżba
wspomnienia
wspomnienia sylwester święta
wycieczka morze szaleństwo
wyobraźnia
zakochani
zakupy ekologia wesele
zdjęcia
zdrowie
zima
zmiany
znajomy
zęby
złość bezradność zdumienie
ściana
śmieci
śniadanie
święta
święta prezenty zaskoczenie radość
święta wypieki foremki wzrok komórka zaskoczenie
Muszę trochę tytuł skorygować: "Balkon z widokiem na morze (po wychyleniu odpowiednim)"!
OdpowiedzUsuńBoja, " po odpowiednim wychyleniu" ma znaczenie
Usuńpejoratywne ... gdyż może traktować również o ilości wychylenia... w domyśle, napojów wyskokowych. Wówczas nawet nie wychodząc na balkon, możemy dostrzec morze.
Jeśli to jest ciąg dalszy poprzedniej notki, to gdzie Wy znalazłyście takie zimno, by w swetrach chodzić?
OdpowiedzUsuńTakich wycieczek autokarowych nie cierpię, może dlatego, że mało trunkowa jestem i mnie to nie bawi.
Mam nadzieję, że na dalszy ciąg nie każesz czekać dwa miesiące?
Jotka, wyobraź sobie że wstrzeliłyśmy się w ostatni zimny dzień lata, nad naszym morzem... potem to zaczęły się takie upały żehoho. Wobec tego fotki w swetrach, są jakby białymi krukami tego lata ;)
UsuńCzekam na ciąg dalszy, bo zapowiada się interesująco. A gdzie byłaś jak Cie nie było pewnie opowiesz. Buziaki
OdpowiedzUsuńLuciu... zimnica taka, że córa marnotrawna wróciła na blogowe łamy ;) Ściskam :*
Usuń