W połowie tygodnia wróciłam z podróży do córki. Przebywałam u nich ponad tydzień. Mój wyjazd dotyczył głównie zębów. Tak to jest. Człowiek żyje w błogiej nieświadomości, że skoro zęby nie bolą... wszak się o nie dba, myje, nitkuje, olej żuje... to wszystko z nimi ok. Ale tak nie jest w przypadku, gdy w rodzinie ma się dwóch stomatologów, nastawionych ( z powodu zboczenia zawodowego ) na obserwację uzębienia w rodzinie bliższej, a także dalszej.
Otóż mój jedyny zięć i jego żona, zdecydowali, iż trza poprawić, w sensie wyrównać, moje przednie uzębienie. Po takiej propozycji polazłam do lustra i dalej wpatrywać się w mankamenty moich jedynek i dwójek. Hymm. Nie były takie najgorsze. Kolejni dentyści, którzy je leczyli, naprawdę się postarali. Niby były jakieś tam niedociągnięcia, ale zdążyłam się do nich przyzwyczaić. Jednakże jestem bardzo podatna na sugestie, więc zaufałam rodzinnym fachowcom. Miałam tylko jeden warunek. Nie mogą być takie białe, jak u Zenka Martyniuka, którego zobaczyłam kiedyś w tivi. Widok jego nowego garnituru zębowego spowodował u mnie symultaniczne podniesienie brewek do granicy włosów, oraz długie ich nie opadanie.
Pomiędzy kolejnymi wizytami w gabinecie u zięcia, zajmowałam się wnuczętami. Szczególnie młodszym, który miał dopiero dwa miesiące. Starszy, ponad dwuletni braciszek, przebywał przeważnie w żłobku.
O narodzinach młodszego dowiedziałam się wychodząc wieczorem z pracy. Byłam tak podekscytowana tym faktem, że cofając z parkingu, poczułam, iż w coś wjechałam. To "coś" to było ciemne auto, które pojawiło się nagle i którego w ogóle nie widziałam, w zamarzniętej tylnej szybie.
Zdenerwowany młodzian, który jak się dowiedziałam, przyjechał autem teścia do pobliskiego sklepu, wysłuchiwał moich tłumaczeń, podczas szczegółowych oględzin pukniętego zderzaka. Musiałam wyglądać również na pukniętą, bo dzieliłam się z nim swoją radością z narodzin wnuka, chwaliłam się zdjęciem nowonarodzonego, zupełnie nie przejmując się tym, co właśnie się stało. I oto stał się cud, bo pożyczone auto nie miało żadnych otarć i wgnieceń. Swojego nie sprawdziłam do dziś. Jednak wymieniliśmy się nr. telefonów, w razie, gdyby jednak właściciel pojazdu doszukał się jakiegoś uszczerbku. Nie doszukał.
Zapamiętać!
Nie wsiadać za kierownicę, kiedy dotrze do mnie TAKA wiadomość!
A dotrze na pewno w najbliższym czasie jeszcze DWA razy.
Cóż. Rodzinka się rozrasta.
P.S
Dzisiejsza stomatologia i protetyka potrafią czynić istne cuda.
Zaiste.
To podwójne gratulacje. Że zostałaś kolejny raz babcią i z powodu braku szkód. Tym samym radość niczym nie zamacona. A zęby temat drażliwy jak w rodzinie nie ma stomatologa. 😀 Uściski
OdpowiedzUsuńWitaj Luciu . Jak ma się wnuki, to w naszym rejonie jest się tylko żoną dziadka ;P A tu kolejny chłopczyk w drodze. I jeszcze jedno dzieciątko, którego płci jeszcze nie zdiagnozowano. Liczę, że będzie w końcu wnuczka i zostanę prawdziwą babcią :) Buziaki :*
Usuń