Długo mnie nie było. Cóż. Musiałam poczekać na efekty spadku wagi. I oto.... taaaaadaaaaammm!Kobiece kształty kręgla odchodzą w zapomnienie. Ponad 2 kg. Jeszcze drugie tyle i osiągnę cel. Reniaczek, moja przyjaciółka, poradziła mi, bym postarała się przez 15-16 godz. nic nie jeść. No i podziałało. Natomiast od 9 h do 17 jem tak, jak jadłam wcześniej. Zdarza mi się nawet schrupać coś słodkiego... czasami... ale pieczywo ograniczyłam do minimum, choć tak bardzo lubię świeży chlebuś. Nie męczy mnie taka dieta, bo od kilku lat pierwszy posiłek jadałam właśnie o 9h. Najtrudniej jest wieczorem nie podjadać. Ale jak widzę spadającą wagę, to mam motywację. Choć Reniaczek, który jest od lat fanką bloga Luci, powtórzył mi jej słowa, iż w pewnym wieku lepiej mieć 3 kg więcej, niż o 3 kg za mało... wiadomo, ta szmaciara grawitacja ciągnie wszystko w dół ze zdwojoną siłą.
I to by było na tyle w kwestii odchudzania. O dalszych sukcesach nie omieszkam poinformować.
Jednakże skoro już tu jestem, muszę opisać mój Dzień Kobiet, który w tym roku był dość zaskakujący. A to za sprawą mojego Małża. Otóż gdy wieczorem wróciłam z pracy, mój mężczyzna ( który był w domu z powodu przeziębienia) przywitał mnie w progu. Zdziwiłam się, bowiem nieodmiennie zastawałam go rozłożonego w pozycji ave cezar, na kanapie z pilotem w dłoni.
Za plecami trzymał kwiat, różę. No w mordeczkę. Miło mi się zrobiło po latach ignorowania owego święta ( no dobra... czasami pamiętał, ale to za sprawą młodszego syna, który zawsze go nakłaniał do zakupu tulipana w pobliskim spożywczaku) Syn już dawno mieszka z narzeczoną w mieście, więc domyśliłam się, iż moje fochy i tupanie nóżką na olewanie moich urodzin, imienin oraz naszej rocznicy ślubu, podziałały pozytywnie na ślubnego. Mało tego. Dowiedziałam się, że ponieważ do sklepu zajechał późno, żadnego kwiatka już nie było, pojechał 10 kilosów do kwiaciarni. SZOK! Ale to jeszcze nic! Propozycję ekspedientki ,by kupił czekoladki, zignorował, bo PA MIĘ TAŁ , iż się odchudzam. Doprawdy. Sie wzruszyłam.
-Chyba kosmici podmienili mojego Małża ? - tak pomyślałam, bo w sumie wierzę w UFO.
Rano nie było śladu po zamianie. A spodziewałam się chociażby śniadania do łóżka.
Cóż. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, a ja przecież jestem na diecie.
No gratulacje, na lato będziesz jak szczypawka!
OdpowiedzUsuńTy za dużo zmian naraz nie wymagaj, nie od razu Kraków zbudowano...
Jotka, zegar tyka, więc chciałoby się dotrzeć szybciej do celu ;) O szczypawce to nawet nie myślę, gdyż nigdy w życiu nią nie byłam i raczej bym nie chciała :D
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, post przerywany działa :) Sama już trochę straciłam i nabieram wiary, że może się uda :) I faktycznie, wieczory są najtrudniejsze, zwłaszcza gdy mąż o 21 robi sobie późną kolację. No i mój mąż nie był tak domyślny, kupił mi czekoladę rumową, którą bardzo lubię. Zjadłam i cieszę się, że pamiętał którą lubię ;)
OdpowiedzUsuńAnno, jasne że się uda. Tylko trzeba pilnować, aby to co się udało za szybko nie wróciło :D Fajnego masz męża :)
Usuń