Dziś lekko świat mi tąpnął. Mam ochotę gryźć i kopać. W cholerę nie mogę zrozumieć postępowania mego Małża. Wydaje się, że po tylu latach małżeństwa, nic nie może zaskoczyć. A tu i owszem. Jednak, o ile pozytywne zaskoczenia mogła bym jakoś przeżyć, to te negatywne zwalają z nóg i błagają o pomstę do nieba. Ech. Wyhodowałam na własnym łonie egoistę do potęgi entej. Coraz częściej zachowuje się jak taternik, który na własne życzenie podcina lawinę. Doprawdy nie wiem, czy powinnam silić się na kolejny monolog z cyklu "O co mi właściwie chodzi"
Eeeeee... chyba sobie odpuszczę, bo to jak gadanie do schnącej ściany.
Poniżej zamieszczę tekst, z kolejnego dnia wycieczki. Prawdę powiedziawszy napisałam go ze dwa miesiące temu, i dobrze, bo już bym o tym wszystkim zapomniała. Wiem, że to już nie świeżynka, więc kto ma problemy z trawieniem, może sobie darować i oddalić się w podskokach.